poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Jak było w przedszkolu czy BIG DAY za nami!


Po moich stresach teraz czekacie na relację z tego jakże ważnego dnia. Co?
Wiem wredna jestem, że tak zaczepiam, ale okazało się, że Matce było gorzej niż dziecku.
Matka w nocy spać nie mogła, budziła się przerażona, śniła o czarnych scenariuszach i suma summarum o 6 rano była na nogach łażąc z kąta w kąt bo miejsca znaleźć sobie nie mogła.  Tymczasem dziecko się wyspało do 7.33. Wstało rześkie i uśmiechnięte pytając czy już do dzieci. Udało Matce się wcisnąć w rozentuzjazmowane dziecko małe śniadanie i ubrać i był 8 rano, a dziecko dopominało się do przedszkola. Bałam się go tak rano zawieźć, że za długo na pierwszy raz i chciałam przetrzymać do 9 ( najpóźniej dzieci miały być o 10) wiec poszliśmy na trampolinę. Cóż potworny ból brzucha i mdłości nie są łagodzone przez skakanie, a wręcz przeciwnie, ale udało się Matce przetrwać i nadeszła godzina wyjazdu. Zestresowana Matka i dziecko, które już nie może się doczekać.... Mieszanka wybuchowa. Dojechaliśmy, założyliśmy kapcie i weszliśmy do sali i .... żebym nie złapała za rękę to bym mi mała gadzina buziaka na do widzenia nie dała tak mu się spieszyło do dzieci i zabawek. Wytłumaczyłam, że będę po podwieczorku i dałam paniom kartkę z alergenami Mimiśka, ostatni raz spojrzałam na moje dziecko, które mnie kompletnie już ignorowało zajęte zabawą i poszłam. Jak doszłam do samochodu to autentycznie buchnęłam płaczem. O ile podczas całej procedury odprowadzania jeszcze działała na mnie adrenalina, o tyle w momencie kiedy wsiadła do auta wszystko puściło i sobie wyłam... aż do domu ( całe 10 km). Mężah trochę posłuchał mego wyżalania bo akurat w czasie drogi zadzwonił...
Mój stan potęgowało każde spojrzenie w lusterko i widok pustego fotelika z tyłu. Masakra.
Jak weszłam do pustego domu i usiadłam na kanapie a tym tak cicho, że prawie depresji dostałam to łzy znów same popłynęły. Miejsca nie mogłam znaleźć. Próbowałam sprzątać, szyć, oglądać serial, czytać książkę... wszystko, ale na niczym nie mogłam się skupić po 5 minutach wracałam myślami jak tam Mimiś. Co chwile spoglądałam na zegarek i miałam wrażenie, że czas stanął jak na złość w miejscu. Serio. Aż w końcu zegar wskazał 13.45 i mogłam jechać po Mimiśka. W życiu 15 minut jazdy nie dłużyło mi się tak. 
Zastałam Mimiśka kończącego podwieczorek. Nie to że padł mi ramiona... on spokojnie podszedł przytulił mnie i pani zawołała go po naklejki w nagrodę i odbiór swojej pracy. Zostałam poinformowana, że moje dziecko jest wspaniale samodzielne, pięknie korzysta z toalety, wspaniale je, jest niezwykle towarzyski i bardzo dobrze dogaduje się z innymi dziećmi, szalał na placu zabaw oraz bez problemu słucha się pań przedszkolanek. I co najważniejsze nie płakał i nie pytał o mnie dopóki inne mamy nie zaczęły przychodzić po dzieci. Szok i niedowierzanie. 
Także ekym ten tego, aż wstyd się przyznać Matka poległa. Przeżyłam to gorzej niż Mimiś.....


Nom. Jak odebrałam Mimisia to poszliśmy po obiecanego rano pączka w czekoladzie (Mimiś czekolady nie jada, jedyne odstępstwo to raz na jakiś czas paczek w czekoladzie), a w domu czekała na niego ciastolinowa śmieciarka ( babcia z dzieckiem chyba tez reklamy oglądali heheh bo z prezentem trafili idealnie), którą schowałam bo dziadkowie dali jak wracaliśmy z chrzcin, a Mimis spał więc schowałam na dzisiaj.

A teraz zmykam na trampilinę. Obowiązki wzywają, bo chyba coś przedszkole za słabo wymęczyło mi dziecko....

1 komentarz :

  1. Czyli zebralas same pochwaly za Mimiska! Normalnie urodzony przedszkolak! Oby juz tak zostalo!

    Jesssuuu... Juz sobie siebie wyobrazam w przyszlym tygodniu... Wzielam wolne z pracy na pierwsze 3 dni, zeby odbierac Bi po obiedzie, a dla siebie zaplanowalam cala mase rzeczy okolodomowych do wykonania. Ale czuje, ze bede sie snula z kata w kat nie bedac w stanie zrobic nic! :)

    OdpowiedzUsuń