piątek, 11 listopada 2016

"Chorowanie" hard level


Podejście do notki 1157 albo i dalsze.

Nic dodać nic ująć Mimiś wyhodował sobie zapalenie gardła.  Wciąż rozkminiam jakim cudem... bo w poniedziałek rano poszedł zdrowy, a wrócił z ogromna chrypa i stanem podgorączkowym.
W każdym razie gardło w tak czerwonym stanie, że antybiotyk jest koniecznością i Mimisiek chyba załapał, ze to mu pomaga wiec konsumuje bez większych wojen. 

No właśnie. Antybiotyk pomaga, na bóle skarg nie ma, stan podgorączkowy nie wrócił więc dziecko chore, ale jakby się ktoś z boku popatrzył to stwierdziłby, że okaz zdrowia.
A rozrabia na potęgę. Rozrzuca tony zabawek i robi bunt jak rozkazuję kategorycznie posprzątać bo przez pobojowisko nie da się przejść, co najwyżej przefrunąć.

W ramach odpoczynku dość przymusowego bo nam prąd zabrali na 4h w środę, a w międzyczasie ciemno się zrobiło bawiliśmy się w teatr cieni. I chwała panom elektrykom bo dziecię taką fazę złapało, że biedna matka padająca na ryjek mogła odpocząć... i bawić się z pozycji lezącej hahaha. Nie wspomnę już o patencie na kolorowe światło w latarce. Bo dziecię dostało kolorowe kartki i robiło sobie kolorowe światło i pół godziny spokoju dla mamy znowu.  I tak teraz mamy codziennie jak się ściemnia czyli pół godziny wyszarpane dla spokoju matki.

Codziennie wychodzimy na 15-20 minut na śnieg. Drugie tyle trwa ubierania potomka w kombinezon, buty, rękawiczki i resztę osprzętu bo jak dziecię widzi śnieg to tarza się w nim niczym piesek. Dobre po tym jest to, że pałaszuje po powrocie całą miskę zupy bo matka jest sprytna i zupa się dogotowuje jak się dziecko bawi, a potem na stół.

Chociaż zabawianie prawie pięciolatka z niespożytym zapasem energii to wyższa szkoła jazdy i chorowanie hard level. Żeby to to miało choć kilka pomysłów mniej, które zagrażają jego zdrowiu i życiu to może to byłoby przyjemne, a tak nawet zwykłe wyjście do kibelka poprzedzone jest sprawdzeniem co robi dziecko, posiadówka przerywana wołaniem czy aby dziecko nadal w domu, a każdy bliżej niezidentyfikowany odgłos jeży wszystkie włosy na ciele i powoduje szaleńczy bieg w tym kierunku w celu sprawdzenia funkcji życiowych potomka.

Do tego dieta takiego chorobździela według zainteresowanego powinna składać się z samych słodyczy, ewentualnie raz dziennie pomidorówki od biedy, a tu matka każe się żywic zdrowo i jest wrzask i bunt i  w ogóle armagedon. Zwykle kończy się zjedzeniem zaoferowanego dania bo matka to jednak twarda sztuka i idzie na kompromis na zasadzie jesz co masz na talerzu, albo nie jesz i czekasz do podwieczorku/kolacji.Łaski bez. Nie to nie, Twój wybór. Z głodu nie umrzesz, a czekolady nie dostaniesz bo to nie zaś ani pora. Działa bo nagle wraca pamięć jak kilka razy siedział po takim marudzeniu głodny do wieczora.

Książki są okropne no może poza tymi trzema. Ale ile można "czytać" ( oglądać) w kółko te same książki??? Przyznam szczerze, że już na samo pytanie: Mamo a poczytamy? mam odruch prawie wymiotny i wywaliłabym te książki na śmietnik, ale po raz tysięczny tego dnia czytamy....

Życie ratują bajki. O ile w normalnych warunkach zwykle brak czasu na takowe i w ramach wieczornego wygaszenia puszczamy bajki to w czasie choroby ratuje się jak mogę nimi.  Rano aby pospać chwile dłużej i popołudniami zwykle aby przetrwać do godziny zero.... A jak dziecię padnie to po 10 minutach ja padam... ot czas dla matki zniknął....

Seriale, programy, które zwykle oglądałam podczas nieobecności dziecka wydaja się czymś mega odległym i nieosiągalnym...

Porządek w domu to niemal marzenie bo wszędzie jest coś... Także gotuje w towarzystwie Spidermana... obiad jemy na stole z Optimusem Primem i Bumblebee i pół biedy jak ci dwaj ostatni są robotami bo zajmują mniej miejsca, podłoga w salonie zmieniła się w wielkie pole uprawne i siejemy, kosimy i zbieramy bele, ewentualnie budujemy stodoły, domu i inne budynki z klocków lego. A zanim odgruzuje podłogę by ja odkurzyć i umyć to w ona wygląda jakbym jej nie tykała. Wszędzie walają się psie chrupki bo Mimiś stwierdził, ze nasze psy są zbyt chude i wpuszcza je do domu co chwila i karmi, karmi, karmi... Dobrze, że kupiłam 10 kg wór psiego żarcia, a nie mniejszy bo daje słowo, że zabrakłoby. No i ostatnio urządzał urodziny Meli... Tort by rzecz jasna z psich chrupek. Piękny.... szkoda, że w psi zadek się nie zmieścił i sama musiałam posprzątać.

A na każde zawołanie MAMAAA dostaje gęsiej skórki bo zwykle następuje jakieś 10 do 40 sekund po tym jak tylko zdążę usiąść. A wtedy też dziecko musi mi coś pokazać co z zapamiętaniem tworzyło kiedy ja np. zmywałam ( często czuję, że z miejsca siwieją mi od tego włosy), albo potrzebuje pomocy, akurat w tym momencie bo minutę wcześniej to byłoby niemal jak przestępstwo.


Z jednej strony cieszę się, że ta choroba przebiega bez bólu dla dziecka, ale chwilami ( dobra częsciej, bardzo często jak mam być szczera) wolałabym, żeby miał mniej energii bo ja już nie daje rady, a Mężah będzie dopiero jutro( wersja optymistyczna), albo w poniedziałek ( pełny hardcore).


Byle do poniedziałku powtarzam sobie jak mantrę... I odliczam dni....

Przedszkole to zbawienie. Ja nie wiem jak przetrwałam te lata kiedy Mimiś nie chodził do przedszkola, bo teraz z nim okrutnie tęsknię.... znaczy za czasem gdy to panie przedszkolanki organizują czas memu dziecku, oferują mu posiłki i inne formy spędzania czasu miedzy 8.10 a 15.35.


Wytrzymam jeszcze te kilka dni i nie zwariuję.

Koniec pisania Mimiś utknął pod kanapą.




P.S. Już zeszłotygodniowa jelitówka była chyba lepsza mimo wymiotów przez pół nocy, ale za to niedziele dziecko prawie całe przespało i przeleżało wiec jakby tu mówić odpoczęłam po ciężkiej nocy, a teraz.... śpię a czuje się wiecznie niewyspana, zmęczona i sponiewierana przez własne dziecko.





2 komentarze :

  1. Wiesz,kochana, jak fajnie że u Was byliśmy, bo teraz mogę sobie to wszystko wyobrażać. I naprawdę widzę, jak Mimiś ten tort Meli robi i bawi się i czytacie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety tyle o ile tamten rok obszedl się z nami nader łaskawie tak w tym katar goni katar i już sama nie wiem czy są między tymi stanami jakieś przerwy. dzisiaj nad ranem Kasia zaczęła chrobotać nosem więc w ruch poszedl syrop malinowy - może się uda?

    OdpowiedzUsuń