Matka się wzięła za swoje fałdki tłuszczyku tak pracowicie hodowane...
Oprócz zajęć (jupi już wieczorem - się doczekać nie mogę), Matka wprowadziła codzienną aktywność w wykorzystaniem sprzętu, który posiada wraz z uzupełnieniem do niego.
Otóż Matka odkurzyła rower i przyczepkę dla Mimiśka i codziennie śmigamy.
Pakuje tego mojego delikwenta do przyczepki, dorzucam ( a raczej on sam sobie zbiera) tonę zabawek, żarełko, napitek i ruszamy na rajdy po okolicach. Dystans - średnio 9-10 km. Ale nasz rekord jak na razie to 14,4 km w 55 minut. Przypomnę, że ciągnę Mimiśka w przyczepce więc mam ciężej no i czasami nieplanowane przystanki na jego kryzysy, bądź siusiu.
Jak się jedzie z dzieckiem? Z moim super. Aczkolwiek dziecko musi być przyczajone do takich eskapad. Bo nie oszukujmy się, mimo wygód i miejsca jakimi dysponuje przyczepka dziecko jest w niej unieruchomione pasami ( dla jego bezpieczeństwa) na czas trwania wycieczki i musi siedzieć.
Mimiś jako stary wyjadacz bo przyczepkę mamy od 1,5 roku, ale do tej pory była wykorzystywana raczej okazjonalnie, oraz fan jazdy samochodem ( 3-4 h jedziemy bez marudzenia z max 1 przystankiem) godzinę takiej jazdy to wytrzymuje bez żadnego ale.
Pewnie zastanawiacie się jak się jeździ z przyczepką. Po pierwsze bardzo stabilnie, Po drugie ciężej. Jednak i dziecko i przyczepka ( aczkolwiek ona akurat mało w porównaniu do pasażera) ale swoje ważą. No i jednak jakieś tam siły działają bo przyczepkę jednak ciągniemy. Jednak po swoich doświadczeniach powiem jedno, że ja dziecka do fotelika za plecy czy przed siebie bym za żadne skarby nie wzięła. Próbowałam i kamikadze nie jestem. Dla mnie to bardzo nietrafione rozwiązanie. Fakt cena robi swoje, ale przyczepki w Auchanie ostatnio widziała po 345 zł więc myślę, że aż tak straszna różnica to to nie jest, gdyż na wypady nie trzeba kupować sobie od razu croozera za 2 tysiaki ( moje małe marzenie, może się kiedyś spełni jak dane nam będzie mieć kolejne dziecko bo nasza przyczepka jest pancerna i raczej się nie zużyje przy Mimiśku). A do tego w bagażnik można zapakować zabawki na wszelki wypadek, tudzież odzież i prowiant dla pasażera tez na uatrakcyjnienie wyprawy wszak dziecię nie jedzące to dziwcie nudzące się.
Teraz gadżety. Bo na początku chciałam kupić sobie licznik rowerowy, ale ostatecznie po przemyśleniu, że kolejne sprzęty mi niepotrzebne ściągnęłam sobie CycleDroid na telefon ( darmowa i świetna apka), dokupiłam uchwyt i mam i telefon pod ręką zawsze i licznik. No i nie muszę kombinować z kieszeniami na upychanie telefonu hehe a i dostęp do niego podczas jazdy jest bezproblemowy.
Jedyne co mnie wkurza to kierownicy samochodów. Chociaż tylko raz mi się zdarzyło, że w momencie kiedy ja z dzieckiem w przyczepce zaczęłam skręcać w lewo po dwukrotnym uprzednim zasygnalizowaniu baran zaczął mnie wyprzedzać, a droga była prosta u długa i widział mnie dobrze z baaardzo daleka, ale debilizmu się wyleczyć nie da.
Przyznaje miałam ochotę zadzwonić po policję i poinformować, że chce mnie zabić. Bo rejestrację zapamiętałam.
Jednak większość osobówek zwalnia na widok przyczepki. Niestety kierowcy ciężarówek nie. I wyprzedzają z małym odstępem co mnie wkurza. Rozumiem, że muszą uważać, ale są ludzie i taborety bo co któryś tam jakoś potrafi zachować większy odstęp, ale większość nie. Więc podejrzewam, że to sprawa raczej chcenia, a nie gabarytów auta, Całę szczęście, że ciężarówek u nas dużo nie ma. Zwykle "udaje" nam się spotkać góra 1-2 więc źle nie jest.
Nie lubię ćwiczyć w domu bo mnie to nudzi zwyczajnie, więc wybrałam taką aktywność, która będzie nieco mniej monotonna i taka, którą mogę robić z dzieckiem bo nie zapominajmy, ale ja nie mogę za bardzo opchnąć nigdzie Mimiśka na miejscu więc robię wszystko z nim. Obowiązkowo. I da się.
Ok. Czas zbierać manatki i w drogę...
Ok. Czas zbierać manatki i w drogę...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz