Zazwyczaj piątkowy wieczór spędza się gdzieś na mieście, tudzież w domu. Matka wczorajszy wieczór spędziła u Vetki. Mimiś wstał po 17 z drzemki i Matka pomyślawszy szybko i przedyskutowawszy sprawę z Synem i Babcia ( bo ktoś się musiał Synem zając) zapakowała dziecko i kota (korzystając z jego obecności) w 5 minut do auta aby w końcu zrobić kotu przegląd i ... wyznaczyć termin zabiegu, a raczej operacji. Nie będę ściemniała ale boje się. Niby to tylko plastyka trzecich powiek, ale kurde narkoza i te cała reszta. Niemniej data wyznaczona 22 września na 19. Także trzymajcie kciuki za Mgiełusia.
A wczoraj. Boże. Ja mam wrażenie, że nasze ludzkie kolejki do lekarzy to pikuś przy kolejce do naszej Vetki. Teoretycznie pacjentów przyjmuje od 12 ( do 14 ma zabiegi) do 19, a praktycznie zawsze ale to zawsze do ostatniego plus zabieg czyli codziennie minimum do 22. A pracuje nawet w soboty i niedziele. Zresztą według mnie to najlepsza weterynarz w mieście. My leczymy u niej zwierzaki już praktycznie 17 lat. I co ciekawsze pacjentów ( zwierzaki) na stałym leczeniu pani doktor zawsze pamięta po imieniu, a i zwykłych takich raz na jakiś czas, ale stałych też. Bo to jest weterynarza z zamiłowania z przeogromnym doświadczeniem. Pewnie się zdziwicie, ale psy policyjne czy straży granicznej to u niej w poczekalni normalka. Już nie wspomnę o zwierzakach bardziej egzotycznych typu pająki czy ptaki. Kolejki są tam zawsze, także idąc do niej trzeba zarezerwować minimum 2 h i nie ważne, która jest godzina. I co ważne nie zdziera. Serio. Bardzo wielu właścicieli jej pacjentów posiadło umiejętność samodzielnego robienia zastrzyków, aby było szybciej i mniej stresu dla zwierzaka. Bo u niej zwierzaki są na pierwszym miejscu. 2 razy widziałam jak ratuje życie psom. I powiem, że nie tylko ja miałam mokre oczy, ale 3/4 poczekalni też. I każdy siedział jak na szpilkach i nie narzekał, że czekanie się przedłuża tylko trzymał kciuki aby zwierzak przeżył. Niestety raz się nie udało i byłam przerażona tym jak amstaff, który jak mówiła właścicielka 2 godziny wcześniej szalał, po kolejnych 2 h prób ratowania zmarł na dnę moczanową. To było tak przerażające, ta szybkość choroby... i w ogóle. Co prawda aż taki przypadek to naprawdę rzadkość, ale zdarzają się.
Podczas wczorajszej wizyty powspominałyśmy przez chwilkę moje inne zwierzaki. Oj minęło już 5 lat, a pani doktor nadal pamięta mego Dja (kocurka znajdki) i jego mega skomplikowany przypadek Oj biedaczek był z tego kota od początku, Ale piękne 6 lat razem przeżyliśmy i do końca wszyscy walczyliśmy o więcej dopóki Dj sam się nie poddał.
I odmrożone jajka Fada.
I sterylizacje Paproty, którą tak nosiło, że dopiero po 2 dawce ( a nic nie zapowiadało, że to taka twarda sztuka i standardowa dawka to dla niej za mało) głupiego jasia zasnęła.
No i w końcu Mgiełek. Też niecodzienny przypadek z ta plastyką trzecich powiek.
Już ja sobie wyobrażam minę sąsiadki zza płota ( takiej typowej wieśniary, starszej pani) jak mnie zobaczy z kotem na smyczy i w kołnierzu.
Jak widziała Melę i Paprotę w kubraczkach po sterylizacji to oczy miała jak 5 złotych, Fada w kołnierzu widziała już 2 krotnie więc chyba uznała to za normalne, ale kota na smyczy i w kołnierzu jeszcze nie widziała.
Oj napisałam się ja o naszej pani weterynarza, ale zasługuje ona na wszelkie pochwały. Jest wspaniała. Także czekanie od 18.40 do prawie 21 jest tego warte. Nawet w piątkowy wieczór hehehe
A u nas oprócz spraw weterynaryjnych dzieje się elewacja. Panowie przyjechali w środę i ostro wzięli się do roboty. Teraz meczą się z naszymi wymyślonymi narożnikami. Jeszcze kilka dni, a kolejny punkt programu pt. "remont" będzie odhaczony. I w końcu zaczniemy robić w środku.... to co tyle przekładamy. Pakuje już do pudeł te wszystkie rzeczy, które przez 6 lat mieszkania w tym domu nazbieraliśmy i dziwię się ile tego jest i ile już wyrzuciłam niepotrzebnych dupereli. Dobrze, że w piątek już zabierają śmieci.
A na koniec małe info od Mimiśku. Inhalujemy się, psikamy do nosa, czyścimy i jest lepiej. Jestem dobrej myśli, że w poniedziałek pójdzie do przedszkola, bo aż wstyd się przyznać, ale polubiłam ten czas kiedy mam ciszę i spokój. A Mimiś codziennie się pyta czy jutro idzie do przedszkola wiec to zdecydowanie w naszym przypadku był czas najwyższy na przedszkola przygodę.,
I zostając w temacie to zapłaciłam za wrzesień za przedszkole Mimiśka. 143 zł za wszystko ( w tym 99 zł wyżywienie). Mimiś chodzi na 2 płatne godziny bo tak ma autobus. To dużo czy mało?
Nie ma to jak hurtowa ilość notek hehe
Miłego weekendu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz