Kiedy dzisiaj rano odwoziłam Mimiśka do przedszkola, bo on zdrowy za to ja wczoraj byłam w takim stanie, że wstanie z łózka to był wyczyn, a mój zdrowy trzylatek miał tyle energii co nas dwoje w normalnym stanie ( ba nawet Mężah by się załapał) i co chwila pytał kiedy do przedszkola, wróciły wspomnienia. (Ale mi wyszło długaśne zdanie hehe). Widziałam dzieci w galowych strojach zmierzające na przystanek autobusowy i jakoś mi się łezka w oku zakręciła, że to już. Mój malutki Synek wstąpił w tryby maszyny edukacyjnej i niedługo ja go tak będę w takim galowym stroju prowadziła na rozpoczęcie roku szkolnego. Oby znowu 7latki szły do pierwszej klasy.
Ech, A Mimiś stęskniony pobiegł do dzieci. Cały on. Zaraz po nas wchodził chłopczyk, nowy i się biedaczek popłakał, a mój Synek podszedł do niego i chwycił za rękę i zawołał, żeby szedł się bawić bo tu jest fajnie. Mój mały bohater. Widziałam uznanie w oczach pani przedszkolanki. Ech... A ja znowu łzy w oczach miałam. Kurcze. Los Matki jest pełny łez. Oby tych pozytywnych było jak najwięcej.
No i zapomniałabym mamy swoja szafeczkę ze znaczkiem zielonego dinozaura :D Wiecie, że właśnie uświadomiłam sobie, że zapomniałam cyknąć fotkę, ale po południu nadrobię. A jutro Mimiś zaczyna dojeżdżać autobusem. Już dzisiaj mi w książce pokazywał autobus i pytał czy takim będzie jechał haha
A teraz idę kontynuować chorowanie. Nie to żebym była egoistką, ale chorowanie bez jęczącego o wszystko trzylatka jest całkiem całkiem. Nie to żebym chciała tak częściej, ale kurcze człowiek jakoś tak silniejszy się czuje.
Jeszcze tylko przetrwać popołudniowe zebranie w przedszkolu.
Brawo!!
OdpowiedzUsuń