W niedzielę troszkę poprószyło śniegu ale zaraz spadł deszcz wiec breja powstała. Cóż. Może to i dobrze bo z planowanych zakupów światełek na dom nic nie wyszło. Może za rok. Zdecydowanie się uprę. Teraz Fadusiowe chorowanie miałam zamiast światełek, więc kalkulacja prosta. Pies ważniejszy. A propo psa. Mężah robił płot i psa wypuścił. No nie pomyślał, że jak zdejmie 3 przęsła płotu i przyjdzie do domu na kawę to pies może wyjść. Skomplikowane no nie. Coś we mnie pękło i się Mężah o wszystkim przez weekend nasłuchał. Bo, żeby nie było to sobotę fado zwiał. Psisko wróciło w niedziele późnym wieczorem i od razu widać było po nim, że znowu coś jest nie tak. Miałam ochotę utłuc Mężaha na miejscu. W poniedziałek doktorka orzekła, że Fado poleżał na zimnym i bez cewnikowania się nie obejdzie. Dzisiaj też. Świetnie. Dobrze, że do jutra Męzah jest bo szlag by mnie trafił. I muszę zapamiętać aby jednocześnie z psem i kotem do vetki nie jeździć. Bo to logistycznie ciężkie. Dobrze, że Mgiełło 1,5 h czekanie na wizytę bezpiecznie w transporterku przespał. Bo Fada nosiło. I warczał i chciał wychodzić. No masakra. Na szczęście wszystko poszło w miarę gładko. Ha i okazało się, że Mgiełło troszkę przytył. Nie wiem czy patrzeć na to, że zima ma być mroźna czy ten typ tak ma, ale aktualnie Mgiełek waży 6,7 kg co daje 900 gramów na plusie w miesiąc. Bać się zimy czy nie?
Mimiś wrócił w przedszkolne mury. W piątek jasełka. Muszę nagrać bo Mężah nie zobaczy, a to będzie sceniczny debiut Mimiśka. Mój malutki pastuszek. Oprócz kijka i koszuli reszta stroju jest gotowa.
Trzymam kciuki za zdrowie do tej pory hahaha bo wszystko się może zdarzyć.
No i jesteśmy w czarnej dziurze z prezentem dla Mimiśka. Mężahowi się nie podoba to i tamto, a jak kazałam mu samemu coś wykombinować co spełni jego wymagania to stwierdził, że on się na tym nie zna. I masz babo placek. 10 dni do wigilii, a tu taki kwiatek. Bo cała reszta prezentów jest i czeka gotowa tylko z tym jednym jest problem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz