Produkuję te notkę już od czterech dni.
A od 5 dni mamy nowy rok.
A od 5 dni mamy nowy rok.
Firma Mężaha dała nam półtora tygodnia ze sobą w tym specjalnym okresie, ale ten czas dobiegł już końca. Mężah pojechał w sobotę wieczorem w trasę. A My zostaliśmy sami. Nie nienawidzę tych chwil zaraz po jego wyjeździe bo w domu robi się natychmiast zimno i tak smutno, że ciężko to sobie wyobrazić. Nom i jeszcze pół wieczora, a raczej nocy bo od 21 do 23 spędziłam w ciężkim stresie bo kurde Mężahowi poszła opona. U nas ciut nie -20 na termometrze, a mu się jeszcze zepsuł podnośnik, oczywiście mimo, że blisko mechanicy nie pracują, jak na złość, żadna ciężarówka go nie mijała i tak siedziałam i się denerwowałam jak głupia bo mimo, że teoretycznie 2h drogi od nas, ale cóż jak nie mogłabym mu pomóc nawet jakbym pojechała. Ostatecznie jakiś inny kierowca ciężarówki użyczył mu podnośnika i pomógł zmienić koło, żeby było szybciej i po 23 pojechał. A ja jeszcze długo zasnąć nie mogłam, bo kurcze przez to opóźnienie Mężah będzie musiał jechać dłużej i spać się położy nad ranem a nie według pierwotnych planów o 3 w nocy. Makabra. No martwię się o niego. Takie jest życie żony kierowcy.
Sylwester minął nam w rodzinnej atmosferze. Okazało się, że jedzeniem moglibyśmy obdzielić jeszcze kilka osób ( nie ma to matczyne zapędy), w związku z czym 1 nie gotowałam hehe Bawiliśmy się we własnym gronie wyśmienicie. Świecące gadżety z jednego ze sklepów zrobiły furorę hehe Mimisiek miał taka radochę, że hej, zresztą wszyscy się przebieraliśmy przy zgaszonym świetle. Były tańce i inne wygibańce, a o północy Mimisiek z tatą poszli oglądać fajerwerki, a ja cóż... Jak co roku o tej porze siedziałam z Fadem w najciemniejszym kacie i tuliłam, bo trząsł się jak galareta. Reszta psów fajerwerki znosi w sumie na luzie. Zamknięte w domu sobie śpią, ale Fado to nasz wyjątek. Boi się jak nie wiem co i ze względu na niego nigdzie nie chodzimy. Może dla niektórych wyda się to głupie, ale ja uważam, że zwierzę to odpowiedzialność i w takich sytuacjach należy się zająć nim.
Pierwszego dojadaliśmy sylwestrowe jedzonko. A potem tradycyjnie na obiad do mamci. No co roku obowiązkowo jeździmy, taki nasz rytuał. A potem na spontanicznie wyjazd do rodzinki, która już w niedziele udała się do domu na drugim końcu Polski, a reszta zagramanicę. Dzieciaki się wyszalały na maxa. Brakuje mi takich spotkań częsciej. Zdecydowanie.
Teraz zaczynamy sezon urodzinowy. Pewna dziewczynka niebawem dostanie prezent, bo z powodu odległości nie moglibyśmy zanieść jej osobiście, a w sobotę idziemy na imprezkę kolegi Mimiśka.
I zimo jak w nie powiem gdzie. Bo kuźwa -24 w nocy to nie przelewki. Dobrze, że mamy porządny piec. I dobrze, że jest ekogroszek. W zeszłym roku w ogóle go nie używaliśmy i tak przeleżał 2 sezony, ale za to jak tez ładnie wysechł i cudownie się pali i popiołu nie produkuje. No bajka. Także ekhm samo się pali, reguluje i w ogóle. Bo ja nienawidzę zimy. No nienawidzę. Mróź bleee, ale pół biedy, że śniegu nie ma bo odśnieżania to chyba najbardziej nie lubię. Aczkolwiek zapowiadają.
Pół niedzieli biłam się z myślami czy puścić Mimiśka do przedszkola czy nie. Ostatecznie w poniedziałek rano zdecydowałam się go zawieźć (szczerze to stwierdziłam, że chwilowo mam dosc swojego dziecka i potrzebuję odpocząć), a i Mimiśkowi się przyda dobra zabawa i odpoczynek od Matkii to dopiero na 9.30 bo bałam się mrozu ( rano o 8 było jeszcze -20, a po 9 już tylko -16) i odebrałam sama. Dzisiaj po 9 było już tylko -13, więc zawiozłam, ale wracała autobusem. Czy ja mówiłam jak ja nienawidzę zimy, mrozu, śniegu. Ja chce lata. Wole już +34 nie -20.
A w sobotę mamy księdza na kolędzie. W tym roku nie gotuje obiadu, za rok moja kolej ( ot takie wioskowe zwyczaje, ale cóż jak weszłaś w stado kur czasami trzeba zagdakać jak one). Mężah ma wrócić w piątek, także już poświęceni pojedziemy na urodziny 4 latka.
Ech.... I tyle. Przynajmniej na razie hehe
Może się w końcu ogarnę ze zdjęciami, kto wie?
Sylwester minął nam w rodzinnej atmosferze. Okazało się, że jedzeniem moglibyśmy obdzielić jeszcze kilka osób ( nie ma to matczyne zapędy), w związku z czym 1 nie gotowałam hehe Bawiliśmy się we własnym gronie wyśmienicie. Świecące gadżety z jednego ze sklepów zrobiły furorę hehe Mimisiek miał taka radochę, że hej, zresztą wszyscy się przebieraliśmy przy zgaszonym świetle. Były tańce i inne wygibańce, a o północy Mimisiek z tatą poszli oglądać fajerwerki, a ja cóż... Jak co roku o tej porze siedziałam z Fadem w najciemniejszym kacie i tuliłam, bo trząsł się jak galareta. Reszta psów fajerwerki znosi w sumie na luzie. Zamknięte w domu sobie śpią, ale Fado to nasz wyjątek. Boi się jak nie wiem co i ze względu na niego nigdzie nie chodzimy. Może dla niektórych wyda się to głupie, ale ja uważam, że zwierzę to odpowiedzialność i w takich sytuacjach należy się zająć nim.
Pierwszego dojadaliśmy sylwestrowe jedzonko. A potem tradycyjnie na obiad do mamci. No co roku obowiązkowo jeździmy, taki nasz rytuał. A potem na spontanicznie wyjazd do rodzinki, która już w niedziele udała się do domu na drugim końcu Polski, a reszta zagramanicę. Dzieciaki się wyszalały na maxa. Brakuje mi takich spotkań częsciej. Zdecydowanie.
Teraz zaczynamy sezon urodzinowy. Pewna dziewczynka niebawem dostanie prezent, bo z powodu odległości nie moglibyśmy zanieść jej osobiście, a w sobotę idziemy na imprezkę kolegi Mimiśka.
I zimo jak w nie powiem gdzie. Bo kuźwa -24 w nocy to nie przelewki. Dobrze, że mamy porządny piec. I dobrze, że jest ekogroszek. W zeszłym roku w ogóle go nie używaliśmy i tak przeleżał 2 sezony, ale za to jak tez ładnie wysechł i cudownie się pali i popiołu nie produkuje. No bajka. Także ekhm samo się pali, reguluje i w ogóle. Bo ja nienawidzę zimy. No nienawidzę. Mróź bleee, ale pół biedy, że śniegu nie ma bo odśnieżania to chyba najbardziej nie lubię. Aczkolwiek zapowiadają.
Pół niedzieli biłam się z myślami czy puścić Mimiśka do przedszkola czy nie. Ostatecznie w poniedziałek rano zdecydowałam się go zawieźć (szczerze to stwierdziłam, że chwilowo mam dosc swojego dziecka i potrzebuję odpocząć), a i Mimiśkowi się przyda dobra zabawa i odpoczynek od Matkii to dopiero na 9.30 bo bałam się mrozu ( rano o 8 było jeszcze -20, a po 9 już tylko -16) i odebrałam sama. Dzisiaj po 9 było już tylko -13, więc zawiozłam, ale wracała autobusem. Czy ja mówiłam jak ja nienawidzę zimy, mrozu, śniegu. Ja chce lata. Wole już +34 nie -20.
A w sobotę mamy księdza na kolędzie. W tym roku nie gotuje obiadu, za rok moja kolej ( ot takie wioskowe zwyczaje, ale cóż jak weszłaś w stado kur czasami trzeba zagdakać jak one). Mężah ma wrócić w piątek, także już poświęceni pojedziemy na urodziny 4 latka.
Ech.... I tyle. Przynajmniej na razie hehe
Może się w końcu ogarnę ze zdjęciami, kto wie?
Dokładnie tak jest z piesami, to odpowiedzialnośc, jak za dziecko. Ja również tuliłam, tarmosiłam i pocieszałam. A u Kocura kolegi piesek dokonał zywota po sylwestrze. Staruszek już był i serduszko nie wytrzymało. Mam ochotę zabijać...
OdpowiedzUsuń