poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Zwykły poniedziałek


Wstaliśmy o godzinę później niż zwykle bo, aż o 7.38, ale to nic bo dzisiaj mamy w końcu pierwszy zwykły dzień taki nudny, przewidywalny do bólu, od dwóch tygodni.

Rozpaliłam sobie w piecu, żeby mieć ciepłą wodę do kąpieli bo po tych szalonych dniach czuje wielka potrzebę wymoczenia się w wannie, a przy okazji wylewam starą wodę z basenu i jak się zagrzeje i będzie ciepło to naleje Mimiśkowi świeżej i będę miała te ze 2 godziny laby na leżaczku z książką jak on będzie się chlapał ( oby słoneczko dopisało).
Nie wiem po raz, który ostatnio prana pościel dla gości suszy się na podwórku bo jest uroczo. A w pralce na tnie godziny czeka już kolejne pranie...
Ot codzienność.
Stwierdzam, że po tak intensywnym czasie mi jej brakowało.

Po moich niesamowitych gościach, do których mi wciąż tęskno, a Mimiś imieniem małej królewny wciąż nazywa wszystkie dziewczynki w rodzinie, została taka pustka, Ale nie byłabym sobą, żebym przypadkiem nie wymyśliła czegoś na nudę. No to zaraz w niedzielę pojechaliśmy do mego taty. Mimiś objadł się borówkami prosto z krzaczków, dokooptował do nich jeszcze trochę malin i zakończył na poziomkach  - wszystko ekologiczne z dziadkowego ogrodu. No i tradycyjnie wyszalał się z dziadkiem, a babcia zrobiła pyszny obiadek. Mamusia w tym czasie odpoczywała na ogrodowej huśtawce i jadła swoje ulubione białe mega słodkie śliwki, które mały łobuzek też podkradał rzecz jasna. Pooblewali się z dziadkiem wodą z pojemnika do podlewania, która była tak cudownie ciepłą, że mi się dziecko pchało do kąpieli hahah, ale zadowolił się chlapaniem.  Zarówno on jak i dziadek potem poszli się przebrać haha 
Dziadek tradycyjnie o tej porze roku obdarował nas znacznym zapasem swoich ogródkowych dobroci i tak przez kolejne trzy dni przerabiałam szczaw do słoików, ogórki na sałatkę i na korniszony oraz kilka słoików kiszonych do zupy ( bo moi panowie to fani korniszonów aczkolwiek ogórkową nie pogardzą, ale samych ogórków kiszonych raczej nie zjedzą), no i leczo do słoików.

W środę wrócił Mężah, a godzinę po nim zapowiedzieli się kolejni goście. Ten mój Mężah to ma szczęście. Świętowanie jego urodzin trwało 3 dni hahah bo każdego dnia, ktoś jeszcze dojeżdżał. Śmiechem żartem w piątek tyle osób się zebrało, że cieszyłam się, że mam duże podwórko i werandę. Dzieciarnia opanowała basen, trampolinę i plac zabaw Mimiśka śmigając od czasu do czasu pod nogami, a dorośli zalegli na werandzie i przy grillu. No i nie powiem co poniektórzy postanowili po wykazywać się na trampolinie, ale szybko okazywało się, że jednak kondycja nie ta hahaha Było tak gwarnie i wesoło, że nawet nie wiem, kiedy te dni minęły. A potem nagle jak się wszyscy rozjechali w piątek na wieczór to się zrobiło tak cicho i pusto, że nie wiedziałam co się dzieje.

Niestety wiedział też, że sobota tez będzie dniem pracy. Mężah jechał już w trasę więc od rana tradycyjnie gotowałam mu. Nie wiem, ale ja nie potrafię nie "wyprawić" go w trasę. umarłabym z powodu wyrzutów sumienia, że on tam na suchym, albo jakimś kupnym żyje,  Tym bardziej, że Mężah zawsze powtarza, że nie ma to jak domowa zupa czy inny wiktułał gdzieś nie wiadomo gdzie, bo trzeba Wam wiedzieć, ze on swoją ciężarówką to byle gdzie się do sklepu nie zatrzyma, a barowe jedzenie tez nie zawsze służy. 

W międzyczasie udało nam się ostrzyć Syna. Oczywiście w tym przypadku bez przekupstwa się nie obyło bo przyznaje się bez bicia, że strzyżenie dziecka to jedyna czynność, która u nas nie przejdzie bez zapłaty za usługę w postaci nowego autka czy innego duperela samodzielnie wybranego przez Mimiśka. Jest to czynność o tyle drażliwa i traumatyczna dla naszego Syna  i nie wiem czemu bo jak był mały to się nie bał i nie było problemu bo siadła rach ciach i po włosach - dopiero około 1,5 roku temu zaczęły się cyrki, A włosy mu rosną tak, że szok wiec bez comiesięcznego strzyżenia nic by nie widział wiec w tym temacie ustępujemy dla świętego spokoju i komfortu dziecka. A muszę powiedzieć, że próbowaliśmy wszystkiego. Sąsiadka fryzjerka przychodziła do nas do domu, żeby czuł się komfortowo i strzygła przy bajce, my chodziliśmy dwa domy dalej do niej. Byliśmy w wypasionym profesjonalnym gabinecie fryzjerskim dla dzieci w mieście i wszędzie ten sam cyrk. Siadał na fotelu, krzesełku i luz, ale jak tylko następowało pierwsze ciachnięcie już był wisk i płacz. 
Także ten tego niepedagogicznie przekupujemy, żeby przetrwać. W końcu to jedno jedyne przekupstwo w słusznej sprawie, w dodatku raz na jakiś czas nie uważam za szkodliwe.

Cóż nowa krótka fryzura Mimiśka zrobiła furorę wśród wszystkich gdyż w niedzielę to my pojechaliśmy w odwiedziny do rodzinki, jako, że część gości jedzie już dzisiaj na drugi koniec Polski do siebie i nie wiadomo, kiedy się zobaczymy wiec trzeba było wykorzystać czas na maxa. Dzieciaki zdecydowanie wykorzystały bo Mimiś zasnął zanim zdążyłam wyjechać spod bloku haha

A dzisiaj mamy w planie ot takie zwykłe czynnosci i delektowanie się ciszą, śpiewem ptaszków i ładna pogoda oraz spokojny spacerek nad rzekę....


No i oczekujemy ostatnich gości.

I odpustu u mego taty w wiosce. Mnie i siostrę jako małe dziewczynki rodzice co roju zabierali, a teraz ja zabieram mego syna. I wyobraźcie sobie, że wygląda to tak samo. Msza, procesja, lody i jedna zabawka w prezencie :D ( jedna bo dziadek by kupił i z dziesięć, ale mama jest twarda w tym temacie i dziadek się nauczył, że Mimiś na tego ustrojstwa ciut i więcej i jedna sztuka wystarczy).

I operacji Fada za tydzień bo rana nie chce się wygoić i trzeba to ustrojstwo wyciąć, żeby nie było gorzej. No martwię się o tego psa.

A potem zacznie się przedszkole i taka normalność. To od 22 sierpnia.


Ufff... doszłam do końca. Ale się nazbierało.



A dzisiaj świętujemy naszą 7 rocznicę ślubu cywilnego. 
Cóż skoro to wełniana to trzeba mężowi kupić ciepłe wełniane skarpety na zimę hahah

Niestety ja w domu, a Mężah w trasie gdzieś w Niemczech.....

Może za tydzień na rocznice ślubu kościelnego uda nam się być razem?


6 komentarzy :

  1. wszelkiej pomyślności i wielu, wielu cudownych wspólnych rocznic.
    U nas też byli goście z dziećmi, pościel już wyprana i się suszy, mam taką cieniutką wyłącznie dla nocujących dzień czy dwa.
    A co do wizyt z dziećmi to jest pewne - fajni rodzice = fajne dzieciaki, u nas to się sprawdziło na 100%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Ja też mam pościel gościnną dla odwiedzających i właśnie po każdej takowej wizycie piorę i pościel i ręczniki, potem składam do szafki i mam na następny raz pod ręką.
      U nas dzieciarnia standardowa i dobrze znana wiec niespodzianek nie ma, a poza tym jest Mimisiek wiec to inaczej jak już jest dziecko na stanie hahah

      Usuń
  2. O kochana, najlepsze zyczenia :)
    Fajnie że miałaś towarzystwo :)
    Milenka wczoraj zapytana przez ciocię, co jadła u cioci na wakacjach, odparła: naleśniki :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj a jadła te naleśniki? Nie pamiętam. Co za wstyd.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Najlepszości :)) Ekologiczne owocki prosto z krzaczka to najlepsze co może być, nie mogę doczekać naszych własnych, ale to dopiero za rok :) http://codziennik-kobiety.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń