czwartek, 1 września 2016

Cyrk w przenośni i w realu


Wszyscy namiętnie opisują wyprawki przedszkolne, emocje związane z pierwszym dniem w przedszkolach/szkołach itd itp.  U nas też atrakcje tyle, że innego rodzaju. Jeszcze dwa dni temu Mimiś był w grupie straszaków. Wczoraj Go nie było w przedszkolu bo byliśmy u okulisty ( o tym później) i okazało się, że jest w grupie dzieci młodszych. Dzisiaj po rozmowie z panią dyrektor okazało się, że ktoś gdzieś się spieszył i wrzucił papiery Mimiśka nie w tą przegródkę co trzeba i po połowie dnia z maluchami Mimiś został przeprowadzony do właściwej grupy, a matce telefonicznie podziękowano za czujność. Ufff... Rodzice odetchnęli. Nie mam pretensji aczkolwiek zdenerwowałam się wczoraj, ale najważniejsze, że jest tak jak powinno. Ludzie są tylko ludźmi, a pomyłka rzecz ludzka.

Teraz okulista. Po pół roku czekania bo Mimiś na bilansie czterolatka za nic nie chciał współpracować przy badaniu wzroku nasza pediatra wysłała nas przezornie do okulisty. Ot tak dla świętego spokoju. I okazało się, że słusznie. Bo Mimiś ma minimalna wrodzona wadę wzroku, z której wyrośnie jak to powiedziała pani profesor ( nic nadzwyczajnego i jest tak malutka, że nie przeszkadza dziecku), ale monitorować trzeba. Także kontrola za rok. na szczęście Mimiś nie musi nosić okularów ani nic bo uszczerbek jest malusi, ale cieszę się, że stało się tak, że poszliśmy i zostało to wykryte. ja tez kiedyś miałam wadę wrodzoną, niestety została ona wykryta bardzo późno i konieczne były okulary, ale do tego czasu nieco się wymęczyłam. I wiecie co. Jak macie takiego czterolatka to poproście pediatrę o skierowanie do okulisty i na wszelki wypadek przebadajcie dziecko tak dla swojego i jego spokoju, bo badanie wzroku dziecka na bilansie nie jest w żadnym razie miarodajne. A lepiej dmuchać na zimne zwłaszcza jak nasze dzieci korzystają z telewizorów, komputerów, tabletów czy smartfonów, które bardzo obciążają wzrok. A tak jak my obserwując naszego Syna na co dzień tez nie jesteście w stanie dostrzec tych minimalnych zmian, a objawy słabego wzroku są bardzo podobne do np ADHD. Takie dziecko nie może się skupić, kręci się, denerwuje się, szybko zniechęca do zrobienia czego bo niby jak ma pracować jak nie widzi dobrze i to go złości, a bardzo często nie umie powiedzieć na czym polega jego problem, Tak mi to wytłumaczyła nasza profesor okulista. I ja jej wierzę i powiem, że byłam w szoku kiedy mi powiedziała, że większość wad wykrywa się w wieku szkolnym jak się dziecko uczy czytać i pisać bo wtedy nauczyciele zauważają, że coś jest nie tak, a każdy rodzic powinien właśnie takiego 4-5 latka na wszelki wypadek przyprowadzić na badanie wzroku. To w końcu godzina u lekarza, a w razie czego im wcześniej zacznie się leczenie tym bardziej można ulżyć dziecku. 
Także ja jestem bogatsza o kolejne doświadczenie, 


A na koniec. Wiem tak o czterech liter strony powiem Wam, że we wtorek byliśmy w cyrku w naszym miasteczku. Cyrk był mały. Taki typowy do małych miasteczek. No, ale że Mimiś jeszcze w cyrku nie był i był to cyrk bez zwierząt - dobra była jedna papuga (a ja jestem przeciwniczką zwierząt w cyrkach, jeszcze w zoo przeboleję, ale w cyrku niet i nie pójdę na takowe przedstawienie i nie zapłacę kasy i to grubej za cierpienie niewinnych zwierząt dla rozrywki). Mężah roboty miał po pachy więc pojechaliśmy we dwoje. Nawet dorzuciłam dychę na tzw. lożę czyli miejscówki pod samą areną. Czego się nie robi podczas pierwszej wizyty dziecka w takim miejscu no nie? No i oboje się rozczarowaliśmy. Było nudno. I niewarte kasy jak zapłaciliśmy za tą wątpliwą rozrywkę. Mimiś najadł się waty cukrowej, zaopatrzył w świecąco-grający wiatraczek i powiedział, że więcej nie chce do cyrku. Dla mnie git majonez. Są inne formy rozrywki.


No i w ostatnią niedziele korzystając z ostatnich dni tak słonecznejpogody byliśmy na Mazurach za Augustowem nad jeziorkiem. W tym samym miejscu, w którym byliśmy z A. i jej rodzinką. I wiecie, że za każdym razem jak tam jedziemy to autentycznie brakuje mi A i jej rodzinki. No odkryliśmy to miejsce razem ( znaczy Mężah skręcił nie tam gdzie trzeba, ale miejsce jest cudowne) i już chyba na zawsze będzie mi się ono kojarzyć właśnie z nimi. I już zawsze będę ich tam szukała.
Rybce w tej samej knajpce, mimo, że była przepyszna też brakowało tego czegoś bo byliśmy tylko we troje. 
Jak widać są ludzie, którzy są tak wspaniali, że bez nich pewne miejsca tracą swój urok.

W sobotę za Meżah w drodze powrotnej do firmy z miasta wojewódzkiego zabrał nas na przejażdżkę ciężarówką. Bo dostał nową tuż przed trasą i tak się fajne złożyło, że miał rozładunek niedaleko i mógł nas zgarnąć. Mimiś uwielbia jazdę ciężarówką z tata i jak jest okazja takiej krótkiej przejażdżki to staramy się umożliwić to naszemu dziecku bo widzieć radość na jego buźce to magia.
I tutaj kłania się matczyna przygoda. Bo Mężah przyjechał po nas na stację benzynową z parkingiem dla ciężarówek. Po drugiej stronie drogi znajduje się hipermarket i pojechałam odstawić tam Volvo na parking ( mieliśmy odebrać je wieczorem bo i tak zakupy mieliśmy zrobić, a tam było najbezpieczniej i najbliżej zaparkować) i jak wracałam nie chciało mi się podejść na przejście to śmignęłam na skróty i.... cóż zatrzymała mnie policja. Z nieoznakowanego samochodu wysiada policjantka i mówi do mnie Cześć!. Wiecie jak zdębiałam jak poznałam swoją dobra koleżankę z liceum. Uściskałyśmy się, pogadałyśmy, pożartowaliśmy i dostałam upomnieniem z grożeniem palcem. Mina Mężaha była bezcenna jak zapytał mnie ile dostałam, a ja mu opowiedziałam kogo spotkałam. Podsumował, że mam więcej szczęścia niż rozumu bo przecież tam zawsze stoją. ZAWSZE. A on zapomniał mi o tym przypomnieć.

No i na zupełny koniec bo wyszedł mi tasiemiec gigant kilka słów o Fadzie, Skubaniec się powoli goi. Jak jeszcze nie będzie taki wredny i nie będzie się wylizywał za każdym razem jak się odwrócę, jak mu zdejmuje kołnierz do jedzenia to pójdzie szybciej. Widać nie gustuje w srebrze w okolicy jajek i jestem w stanie to zrozumieć.


No dobra definitywny koniec.


8 komentarzy :

  1. Kurczę.... aż się uśmiechnęłam jak przeczytałam :) tzn chodzi konkretnie o pewną rzecz. nie o samą historię.. Mój Staraszak nazwał się "Mimiś".. nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby ktoś tak mówił na Dzieciaczka :) ciekawe, czy by się polubili ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heheh mojego Mimisia wymyślił rówieśnik Synka, jego dobry kolega, który jego nieskróconej formy nie mógł wymówić. Ale to było jak chłopacy uczyli się mówić czyli wieki temu, a mi się strasznie spodobało takie zdrobienie bo idealnie pasuje na bloga. Dzieci to maja pomysły :D

      Usuń
  2. O też mi się tęskni za Wami tak bardzo :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co wpadacie zimą na kulig i pieczenie kiełbasek w ognisku????

      Usuń
  3. U nas tez cyrk to porażka kasa duża a nic ciekawego nie oferują niestety 😒

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, że na liście do pokazania dziecku odhaczone i nie będzie ciągnął tam może przez jakiś czas.

      Usuń
  4. Ja też nie lubię cyrku ze zwierzętami, już jako dziecko nie lubiłam. Raczej z dziećmi nie chodzę do cyrku, bo nieczęsto przyjeżdża do nas taki bez zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnóstwo ludzi chodzi i im się to podoba i płaca grubą kasę i drecza potem te biedne zwierzaki.

      Usuń