poniedziałek, 30 marca 2015

Pracowity weekend


Podczas weekendowej laby, która laba wcale nie była bo poczyniliśmy wiele zmian i w końcu zakończyliśmy z pompą urodzinowy tydzień Mimisia.
Jako, że Mężah przybył w czwartek wieczorem to podjęliśmy szybką decyzję i już w piątek rano jechaliśmy do stolicy. Te 196 km minęło jak biczem strzelić dzięki dobrym humorom i miłości naszego Syna do podróży. Haha 400 km z palcem w tyłku przejedzie potem zaczynają się schodki, ale na szczęście tym razem mieliśmy dystans akurat.
No to pojechaliśmy... po nowe "dorosłe" łózko dla Mimisia. w końcu wiek zobowiązuje.
Mimiś jak na wytrawnego zakupowicza przystało wypróbował cały dostępny asortyment i wybrał to jedno. Hmm... Jakby tu delikatnie rzecz ująć. My starzy rodzice byliśmy pełni obaw i jadąc do sklepu mieliśmy upatrzony inny mebel. Ale ostatecznie Mimiś wybrał i powiedział, że spać będzie i ...  pozwoliliśmy mu na całkowicie samodzielny wybór. który okazał się trafem w 10 bo Mimiś nie bał się ani przez chwilę spać w takim dużym łóżku, ba spędza tam czas z radością.
Potem jeszcze chop siup do koszyka dorzuciliśmy krzesełko i stoliczek (identyczny stolik z napisem dla dzieci kosztował coś ponad 100zł, taki sam z nieco gorszych materiałów podpisany jako kawowy tylko 21, wiec wybór był prosty; niestety z krzesełkiem tak fajnie nie było).
Pospacerowaliśmy się jeszcze troszkę i Matka odkryła swoja wymarzoną kuchnię łaaaa ( coraz bardziej remontów nie mogę się doczekać). 
A potem zjedliśmy obiadek i że było jeszcze wcześnie to postanowiliśmy zafundować Mimisiowi jeszcze jedną atrakcję. Pojechaliśmy do Warszawskiego ZOO ( u nas jest tak marne Zoo, że nawet nie warto tracić czasu wiec postanowiliśmy skorzystać z szansy).
Jak łatwo się domyślić Mimiś był w 7 niebie. My tez. Humorów nie popsuł nam nawet chwilowy deszczyk, który spadł jak byliśmy już tuz przed końcem zwiedzania, nie zepsuł nam zabawy. A Mimisiowi  buzia się nie zamykała kiedy pokazywał kolejne zwierzątka i opowiadał co one robią co nieraz przerywając głośnym Mama Patrz!, Tata Patrz! Przed Zoo wymusił jeszcze balonika i zapakowaliśmy się do domu. Mimiś z wrażeń przespał caluśką drogę  czyli 196 km.
W sobotę odbyło się w naszym domu wielkie przemeblowanie, składanie nowych mebli i wielkie sprzątnie. Aczkolwiek kącikowi Mimisia jeszcze troszkę brakuje, ale to z czasem się uzupełni.
A po południu postanowiliśmy sprawić jeszcze jedna przyjemność naszemu Synowi i wybraliśmy się na basen. Takie histerii to Mimiś dawno nie urządził jak wtedy przed wejściem, ale Matka była uparta i okazało się, że słusznie bo kiedy dziecko dużym palcem u stopy dotknęło wody w brodziku to pod koniec czasu wychodziło z płaczem, że on nie chce... Weź tu dogódź trzylatkowi.
A tak na zupełnie zakończenie na kolację wybraliśmy się na wielką i pyszna pizzę.
A wczoraj Mężah już w trasę pojechał.
Modlę się aby na te święta zdążył wrócić... Szansa jest.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz