środa, 29 kwietnia 2015

Samochody i inne nie chce mi się


Właśnie dzwonił nasz sąsiad mechanik. 
Volvik jest do odebrania. I ku naszej uciesze cena jest sporo niższa niż się szykowaliśmy.
Ale... będę musiała się pożegnać z landrynką ( tak pieszczotliwie ku złości Mężaha nazywam jego Twingo, którym dojeżdża do pracy - raz na tydzień do firmy i po tygodniu, półtora z powrotem). A ja ją polubiłam. Nawet ten przeklęty licznik na środku, na którym jak nałożę okulary przeciwsłoneczne ledwo widzę prędkość, a o zobaczeniu godziny mogę pomarzyć. Ale przede wszystkim do jej rozmiarów. Bajka normalnie po Volviku, którego pieszczotliwie przezywam krową bo zaparkować go to czasami sztuka.
Ale odzyskam bagażnik i bezproblemowe pakowanie Mimiśka w fotelik ( bo ja jestem z tych matek co uważają, że miejcie dziecka bez względu na wszystko jest z tyłu i basta).

A skoro jest w temacie aut to powiem, że u nas w naszej wiosce samochód to pierwsza potrzeba. Co prawda sklep mamy wiec z głodu idzie nie umrzeć, ale za to jak się człowiek albo co gorsze dziecko pochoruje to masakra piłą mechaniczną. Co prawda niedawno nowy burmistrz przywrócił pksy, ale kurde jeździ to dwa razy dziennie. 
A poza tym do ludzi czasami trzeba wybyć.


N a na blogu nas nie ma bo czasu zwyczajnie brak. Taka ładna pogoda była, że w domu rano śniadanie jedliśmy, a potem matka przybywała coś szybkiego na obiad wypichcić, a potem to już kolacja i lulu.

No ogródek się robi. Musi. Bo mi moja własna mamusia jak usłyszała o ogródku to taki zapas nasion wszelkich kupiła, że mogłabym niemalże warzywniak otwierać jak mi to wyrośnie więc tworze. Wyjścia nie mam bo żal by było zmarnować.

No i Mimiś jak pisałam na fejsbuku dostał się do gminnego przedszkola bez problemów. Do miejskiego niestety niet bo przecież skoro ojciec tylko pracuje to ja matka mogę z nim siedzieć w nieskończoność tzn. do czasu aż pójdzie do obowiązkowej zerówki, no nie. A poza tym nie jestem samotna, nie mam stada dzieci, nie jesteśmy patologiczną rodziną itd itp ( niestety u nas w kraju i nie pisze to ze złości, ale z bezradności, że w naszym kraju normalnie rodziny są spychane na margines) tak wiec punktów nam zabrakło. Duuuuuużo punktów.
Ale luz, że chociaż do gminnego się załapaliśmy. Także od września Mimiś będzie autobusem przedszkolnym jeździł 10 km w jedną stronę pobawić się z dziećmi.

Chociaż mogę powiedzieć, że mamy szczęście bo koleżanki Synek z sąsiedniej gminy się nie dostał także do gminnego...

Majówka zapowiada się jak zwykle czyli bez Mężaha bo ten zapewne tuz przed pojedzie w trasę bo zaraz wraca.
Chociaż ja tam bym chciała odbyć doroczną wycieczkę do żubrów. Ot taka nasza tradycja, że raz w roku wsiadamy w auto i jedziemy około 100 km zobaczyć żubry i inne zwierzaki. Jemy obiad w tej super drogiej restauracji hahaha i wracamy źli na ilość wydanej kasy i mówimy, że za rok znajdziemy tańszą restauracje, a za rok to samo.
Chociaż może w tym roku jak dobrze pójdzie to w końcu dotrzemy do kolejki wąskotorowej :D o ile padać nie będzie hehe


1 komentarz :

  1. Oj, przy dziecku to w ogóle auto by się przydało, nam na pewno, ale żadne prawo jazdy nie ma :)
    Mila też od września idzie, ale u nas było kto pierwszy, bo niepubliczne.

    OdpowiedzUsuń