„Był raz sobie Julian Tuwim… To nazwisko Wam coś mówi?
Że poeta? Że literat?Jak dorośnie - tak! Lecz teraaaz?
Teraz to jest mały Julek. Wisus, urwis i w ogóle.
Nic nie zapowiada jeszcze, że ma zostać taaakim wieszczem!"
W weekend dzięki teatrowi Małe Mi oglądaliśmy wspaniały spektakl dla dzieci o perypetiach młodego Julka Tuwima. Zresztą spektakl genialny. Cóż może tak o 10 minut jak na mego trzylatka za długi hehe ale mimo wszystko wytrwał, obejrzał i świetnie się bawił. Jako, że to nie było nasze pierwsze spotkanie z teatrem ( a dokładnie trzecie, a pierwsze w plenerze) to uważam, że już trochę tego teatrowego bakcyla zaszczepiłam Synowi.
I powiem Wam, że to milion razy fajniejsze niż bajki w TV. Sama kocham tatr, operę, generalnie sztukę na żywo aczkolwiek niestety tak jak kino to teatr odwiedzamy zaledwie raz, dwa razy do roku nad czym ubolewam. Ale w Synku chcę zaszczepić te miłość do sztuki realnej, magicznej... takiej na żywo. Innej... bo nie ma chyba osoby, która nie przyznałaby mi racji, że teatr to magia.
Także mimo, że festyn, dmuchańce, mnóstwo straganów z jednorazowym, plastikowym śmieciem to my tak byliśmy dla przedstawienia... no dobra zwierzątek też bo dom byłej miss ( tak, tak znamy w realu) to oaza zwierzątek - taki mały (hmm.. no może nie hektarowo, ale emocjonalnie) raj dla dzieci.
Jako, że był to lokalny dzień końia to było tego wszystko ciut i więcej. Dziadek (teść) oczywiście nie mógł odmówić sobie (chyba po raz 2 czy 3 w życiu Mimiśka, co odbieram za mega pozytywną zmianę i muszę pochwalić) zakupu wnuczkowi tony słodyczy oraz (co udało mi się wyegzekwować skutecznie) tylko jednej zabawki. Żeby nie było to owy traktor dotrwał w całości tylko do wieczora i po pierwszym zetknięciu z podłogą z wysokości moich ramion gdzie siedział właściciel, rozleciał się na kawałki... Udało się go nieco zreanimować, ale tylko na pół godziny bo Mimiś pojeździł po piasku i odpadło mu koło... Takie to trwałe hehe
Babunię odłączyli od respiratora, dali tylko maseczkę z tlenem i połowy rurek ( co prawda to do dokarmiania przez nos została, ale to ze względu na ranę pooperacyjną - bo babcia miała niedrożność jelit) ale nadal jest na OiOMie. Jutro jadę osobiście w końcu bo Mężah dzisiaj wieczorem wraca. Miałam jechać w weekend, ale nie miałam z kim Mimiśka zostawić bo mama miała gości, a ja jej dorzucać trzylatka nie będę bo zamiast zając się gośćmi, notabene z daleka, to musiałaby biegać za Mimiśkiem, A Mężhaowi się trasa przedłużyła bo cały weekend czekali na JEDEN papierek. Samochód towarem załadowany, ale papierologia ważniejsza. Wrrr... Nic, dzisiaj wraca.
Pogoda piękna. Aczkolwiek jak w zeszłym tygodniu chciało mi się sprzątać, pielić, układać i przekładać to teraz nie chce mi się absolutnie nic. Chyba nastąpiło przeciążenie materiału.
I po 1.5 miesiąca chodzenia na swoje zajęcia muszę powiedzieć, że to był wybór najlepszy z możliwych. Teraz już 2 razy w tygodniu. Wymęczę się porządnie, ale tak naładowuje mnie to endorfinami, że Mimiś nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi nawet dzień później.
I wpadła mi dodatkowa kasa, która z okazji zbliżających się urodzin mogę wydać tylko i wyłącznie na siebie. A co egoistką zamierzam być i buty kupić. Co najmniej 3 pary w tym jedne, o których już jakis czas marzyłam, ale zawsze szkoda było mi kasy... a teraz stwierdziłam, że niech się dzieje co chce to muszę je mieć.
Mężah kombinował jak przez telefon wypytać mnie co bym chciała na urodziny, ale mu nie wyszło bo mnie wkurzył to mu powiedziałam prosto z mostu, że ma mi za sponsorować fryzjera i kosmetyczkę ( tzn. dzień mega wolny od Mimiśka i Mężaha połączony z dbaniem o siebie i zmianami bo muszę no muszę)... Sama wybiorę co i jak. Odetchnął z ulgą, że ma z głowy. Wiem jak się męczył bo słabo mu podchody do mnie wychodzą. Jedynie jak zostawiam niby przypadkiem otwarte strony na kompie z tym co bym chciała to jedynie działa... Faceci...
Zmykam. Starczy tego dobrego :D
Jako, że był to lokalny dzień końia to było tego wszystko ciut i więcej. Dziadek (teść) oczywiście nie mógł odmówić sobie (chyba po raz 2 czy 3 w życiu Mimiśka, co odbieram za mega pozytywną zmianę i muszę pochwalić) zakupu wnuczkowi tony słodyczy oraz (co udało mi się wyegzekwować skutecznie) tylko jednej zabawki. Żeby nie było to owy traktor dotrwał w całości tylko do wieczora i po pierwszym zetknięciu z podłogą z wysokości moich ramion gdzie siedział właściciel, rozleciał się na kawałki... Udało się go nieco zreanimować, ale tylko na pół godziny bo Mimiś pojeździł po piasku i odpadło mu koło... Takie to trwałe hehe
Babunię odłączyli od respiratora, dali tylko maseczkę z tlenem i połowy rurek ( co prawda to do dokarmiania przez nos została, ale to ze względu na ranę pooperacyjną - bo babcia miała niedrożność jelit) ale nadal jest na OiOMie. Jutro jadę osobiście w końcu bo Mężah dzisiaj wieczorem wraca. Miałam jechać w weekend, ale nie miałam z kim Mimiśka zostawić bo mama miała gości, a ja jej dorzucać trzylatka nie będę bo zamiast zając się gośćmi, notabene z daleka, to musiałaby biegać za Mimiśkiem, A Mężhaowi się trasa przedłużyła bo cały weekend czekali na JEDEN papierek. Samochód towarem załadowany, ale papierologia ważniejsza. Wrrr... Nic, dzisiaj wraca.
Pogoda piękna. Aczkolwiek jak w zeszłym tygodniu chciało mi się sprzątać, pielić, układać i przekładać to teraz nie chce mi się absolutnie nic. Chyba nastąpiło przeciążenie materiału.
I po 1.5 miesiąca chodzenia na swoje zajęcia muszę powiedzieć, że to był wybór najlepszy z możliwych. Teraz już 2 razy w tygodniu. Wymęczę się porządnie, ale tak naładowuje mnie to endorfinami, że Mimiś nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi nawet dzień później.
I wpadła mi dodatkowa kasa, która z okazji zbliżających się urodzin mogę wydać tylko i wyłącznie na siebie. A co egoistką zamierzam być i buty kupić. Co najmniej 3 pary w tym jedne, o których już jakis czas marzyłam, ale zawsze szkoda było mi kasy... a teraz stwierdziłam, że niech się dzieje co chce to muszę je mieć.
Mężah kombinował jak przez telefon wypytać mnie co bym chciała na urodziny, ale mu nie wyszło bo mnie wkurzył to mu powiedziałam prosto z mostu, że ma mi za sponsorować fryzjera i kosmetyczkę ( tzn. dzień mega wolny od Mimiśka i Mężaha połączony z dbaniem o siebie i zmianami bo muszę no muszę)... Sama wybiorę co i jak. Odetchnął z ulgą, że ma z głowy. Wiem jak się męczył bo słabo mu podchody do mnie wychodzą. Jedynie jak zostawiam niby przypadkiem otwarte strony na kompie z tym co bym chciała to jedynie działa... Faceci...
Zmykam. Starczy tego dobrego :D
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz