piątek, 19 czerwca 2015

Komplementy


Po 11 dniach z trasy ( tylko raz Mężah był w trasie 13 dni, a zawsze 7 max 8) wrócił Mężah z braciszkiem. Pobyli 1 dzień ( słownie JEDEN! sic!) i pojechali dalej. 
Jednak w ciągu tego 1 dnia zostałam podbudowana na maxa. Braciszek, który mnie nie widział 2 miechy, razem z Mężahem orzekli, że bardzo schudłam. I mam świetne nogi. Szczeka mi opadła. Waga nieubłaganie pokazuje ubytek zaledwie 4.5 kg, wiec zmiana nie jest jakąś mega spektakularna. Ale chłopaki mi łopatologicznie wyjaśnili, że na zajęciach wysmukliłam swoją sylwetkę, a mój mąż nawet posunął się do prezentacji przed lustrem ( wieczorem sam na sam rzecz jasna) co i jak się zmieniło. I fakt uprawianie tej specyficznej dyscypliny uruchamia podczas treningu 85% mięśni i 
 w wyjątkowy wręcz sposób sprzyja modelowaniu kobiecej sylwetki – kształtują się ramiona, uda i pośladki, prostuje kręgosłup. Mięśnie stają się bardziej elastyczne i giętkie, zmienia się sposób poruszania na bardziej seksowny, wręcz „koci”. Co nie zaprzeczę bardzo mi się podoba i w ogóle odkąd chodzę na zajęcia znacznie lepiej czuje się w swoim ciele, a i psychicznie odpoczywam i w ogóle ładuje akumulatory. Generalnie uwielbiam. Aczkolwiek samo wspomnienie nazwy tej dyscypliny u niektórych powoduje negatywne konotacje i głupie żarty dlatego mówię po prostu, że chodzę na fitness (to w sumie prawda bo to jest rodzaj fitnessu tylko bardziej wymagający) gdyż niektórzy nie dorośli jeszcze do pewnych spraw.

Ale nie zaprzeczę, że miło było posłuchać komplementów hehe. Aż obrosłam w piórka i nabrałam większej motywacji, Chociaż i tak same treningi mimo przeogromnego wysiłku i wycisku sprawiają mi nieopisaną przyjemność. No i już nie mam zadyszki. W ogóle.

Muszę też napisać, że się nam pogoda popsuła. Wrrr... Zimno, buro, ciut nie jak jesień, a nie początek lata. Nic tam w końcu mam motywacje by na rower się wybrać bo już nie skwarzy :D Rzecz jasna jak przestanie padać ( bo deszcz roślinkom baaardzo jest potrzebny wiec nie marudzę, że spadł), choć mimo wszystko jednak słoneczko wolałam. Miło było całe dnie spędzać na podwórku. A tak już zdążyłam pół salonu zabudować ukochaną kolejką Mimiśka, gdyż obiecałam, że jak będzie padać to będę rozkładać więc słowa dotrzymać musiałam. Bo to dla mnie ważne, żeby Mimiś wiedział, że Matka z Ojcem nie ściemniają i są konsekwentni ( no Mężahowi słabowato to wychodzi, ale z racji tego, że Mężah zanim ustąpi Młodemu po cichu zawsze to konsultuje ze mną to mu wybaczam bo przecież nie widzi Mimiśka tak często jak ja z powodu swojej pracy).

Z babcią nijako. To zdejmują jej respirator by po kilku godzinach założyć. Martwię się, Bo poza oddychaniem to cała reszta goi się jak na nastolatce ( słowa lekarza). Tylko te płuca. Babcia już wcześniej miała z nimi problem, ale nie było aż tak źle. Teraz się modlę aby w końcu udało się i to przezwyciężyć i wierzę z całej siły, że babunia da radę.


1 komentarz :