W tym miejscu miał być radosny post o dniu dziecka, ale..
kiedy zaczęłam go pisać zadzwonił tata, że moją kochaną babcię operują i jest źle.
Czym prędzej ściągnęłam Mężaha i pojechałam.
Cały czas mam przed oczami widok babuni z respiratorem i tymi rurkami na OIOMie i płakać mi się chce. Mimo, że jakieś 10 lat temu siedziałam przy łóżku przyjaciela kiedy leżał na oiomie bo chciał sobie odebrać życie to ten widok babuni jest po tysiąckroć straszniejszy. Boję się. Modle się cały czas, nawet z Mimiśkiem się razem modliliśmy dzisiaj i Was też proszę o modlitwę. Babcia nie może ot tak odejść. Mieliśmy się bawić na jej 100 urodzinach... Przecież Ona wszystko sama wokół siebie robiła... Wiem, że da sobie radę. Nie z takich kłopotów wychodziła. Wierzę...
Jutro jeszcze będzie spała...
Ja muszę być z tatą... bo aż słów mi brak jak zachowuje się moja ciotka ( siostra taty). Babcię przewozili z jednego szpitala do drugiego do innej miejscowości oddalonej o 25 km i mój tata ze swoją partnerką musieli pojechać autobusem ( bo ja byłam jeszcze za daleko - niestety musiałam poczekać na Mężaha, żeby Mimiśkiem się zajął) bo ciotka ze swoim synem nawet nie zapytali czy mają czym dojechać i w ogóle. Do szpitala wpadli i wypadli bo trzeba kosić siano i cielaki ważniejsze jakby tam rąk do roboty nie było.. Słów brak.
Módlcie się proszę...
Kochana, mój anioł stróż poinformowany, już czuwa :*
OdpowiedzUsuń