I jesteśmy w domu.
Mężah w trasie.
Z trasy w trasę.
Powyłam się jak głupia bo tak mi go żal i tak bardzo się o niego boje, ale wiem, że w razie czego stanie i prześpi się bo na wariata jechał nie będzie.
Mój kochany mąż.
Nad morzem było cudownie.
Upały nieziemskie.
Czuliśmy się jak w tropikach serio.
Tylko dzisiaj rano foki na Helu oglądaliśmy w deszczu, ale fokom nie przeszkadzało i Mimiśkowi też :D
Jutro napiszę więcej bo padam na ryjek.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz