poniedziałek, 21 września 2015

Słońce, wiatr, czy też ich brak ale czapka musi być czyli czapkowy terror



Mimiś zaczął słynny przedszkolny etap chorowania przy okazji sprzedając Matce wszystko po kolei.
No to Matka wkroczyła do akcji i wzmacnia syna. Po pierwsze codzienna dawka tranu i transfer factor polecony przez moją osobistą koleżankę pediatrę z województwa obok ( ona jest zawsze niezastąpiona w poradach na telefon bo niestety, ale odległość ponad 200 km uniemożliwia jej bycie naszym lekarzem na co dzień). Ponoć ma wzmocnić Mimiśka. Kosztuje trochę, ale zobaczymy. Jak zadziała tak jak to opisuje koleżanka na przykładzie swojej córy, rówieśniczki Mimiśka, to będzie wierni temu mimo ceny. Niemniej jednak ja przeciwniczka wszelkiej suplementacji w obliczy słanych przedszkolnych chorób i infekcji wole być przed, a nie po. Także zobaczymy.

No i part 2. Otóż ja jako Matka preferuje tzw. zimny chów. Mimiśka ubieram dokładnie jak siebie.  Czyli żadnych kurtek dopóki nie jest to absolutnie niezbędne. Dzisiaj przy 12 stopniach miał kamizelkę... Analogicznie rzecz ma się z czapkami. Niestety terror czapkowy w naszym kraju ma się tak dobrze, że przez panie przedszkolne zostałam zgnębiona. Bo to nie do pomyślenia, żeby w taką pogodę jak dziś dziecko czapki nie miało. Lekko wieje, ale nie jest zimno, ale przecież kurde dziecko umrze od tego jak nie założy czapki. Nosz. Cały czas chodzi bez czapki, ale jak do przedszkola mieć nie będzie to za automatu się pochoruje ( mój hit to zapalenie uszu - zonk w tym, że ono jest bakteryjne wiec nijak nie da się na to zachorować od powiania, a czapeczka i to ciepełko wręcz jak coś pomogą bakteryjkom się rozwijać, ale weź tu wytłumacz), albo gorzej. Wrrr...

Ok. Do roboty bo mamy natchnienie z Mężahem.
Elewacja i parapety wykończone, teraz Mężah robi rynny, potem podbitka. szukamy drzwi na zewnętrzną werandę aby ładnie to wyglądało id ulicy... Dzieje się,

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz