wtorek, 17 listopada 2015

Poroniłaś, urodzisz chore dziecko, starciłaś dziecko - już nie musisz leżeć na sali z matkami zdrowych dzieci czyli czy do polskich szpitali zawita ludzkie traktowanie kobiet w takich trudnych sytuacjach?


Kobieta, która straciła dziecko, nie powinna przebywać w sali razem z innymi ciężarnymi lub kobietami, które urodziły zdrowe dzieci - to jeden z zapisów standardów opieki okołoporodowej w sytuacji niepowodzeń położniczych, które zaakceptował minister zdrowia, Marian Zembala.

Alleluja chciałoby się rzec. Ale kurwa (nie nie obrażajcie się za klnięcie) czy do takich ludzkich odruchów trzeba aż standardów opieki okołoporodowej. Widać w naszym kraju tak, bo o ludzkich odruchach wiele kobiet w tej jakże trudnej sytuacji może pomarzyć. Ja miałam szczęście w tej tragicznej dla nas sytuacji. Poroniłam. Straciłam swoje dziecko. Ale ani przez chwile nie czułam się sponiewierana, opuszczona czy gorsza. Trafiłam na NFZ (żeby była jasność) do prywatnej kliniki, w której przyjmuje moja pani doktor. Od razu zostaliśmy skierowani do jednoosobowej sali, gdzie miałam pełną prywatność, intymność i komfort. Opiekowała się mną jedna położna i moja pani doktor. Żadnych pielgrzymek, spokój i ogromna troskliwość i takt. Tak wyglądał mój kontakt z personelem. Dbali aby było mi możliwie najwygodniej i abym nie cierpiała. Ani przez sekundę nie czułam się gorsza. Nikt mnie nie poganiał, nic nie kazał, nie krzyczał... 
Kiedy jechałam na salę operacyjną do mojej pani doktorki podeszła kobieta której córka tylko co urodziła i zaczęła wypytywać o dziecko. Pani doktor autentycznie się zmieszała i chciała ją jak najszybciej odpędzić. A kiedy ta odeszła najzwyczajniej w świecie mnie przeprosiła za tą sytuację.
Po zabiegu, po tym jak się przespałam nikt mnie nie wyganiał. Wręcz przeciwnie. Zaproponowano i gorącą herbatę i kisiel, jako, że cały dzień byłam bez jedzenia i praktycznie picia.  A także prysznic, żeby się odświeżyć.
Ani przez chwilę nie czułam się jak ktoś gorszy wręcz przeciwnie czułam się jakbym była bardziej szczególną pacjentką, o która trzeba inaczej zadbać bo ja nie wyjdę stamtąd szczęśliwa. Wręcz przeciwnie.
Niestety wiem, że wiele kobiet nie ma takiego szczęścia w tym nieszczęściu, które je spotyka. Często są przez personel medyczny i lekarzy traktowane jak ktoś gorszej kategorii bo nie wyjdą ze szpitala z zawiniątkiem. Wyjdą puste, poranione, opuszczone, zmieszane z błotem, jak przedmiot do przestawiania, czekania, bo co ich kolejne pół godziny zbawi. Wyjdą z wielką traumą bo nikt, kto tracąc własne dziecko widzi inną mamę z różowym, plączącym noworodkiem nie jest w stanie znieść tego bez uszczerbku dla psychiki. Ja się pytam czemu żeby to dostrzec trzeba jakiś specjalnych rozporządzeń. Kurwa przecież strata dziecka boli tak bardzo mocno, że nikt nie jest w stanie opisać tego bólu. Analogicznie informacja o chorym dziecku jest tak samo tragiczna. Kobieta to nie pieprzony inkubator, który sobie można włączać i wyłączać. Strata i tak ciężka wiadomość boli. Okrutnie. A płaczące noworodki czy dźwięki bicia serduszka na ktg działają na psychikę i tak zszarpaną tak, że depresja gotowa. Dlaczego w naszym pierdolonym kraju trzeba rozporządzeń by pieprzona służba zdrowia zrozumiała tak proste rzeczy. Ale widać trzeba i chwała za to byłemu ministrowi zdrowia, że choć na koniec wykonał jakiś ludzki gest w stronę tych kobiet, które przeżywając tak ogromną traumę i nie są w stanie walczyć o szacunek. O intymność w swoim bólu.
Wiem co mówię bo sama to przeżyłam i nie wyobrażam sobie jakbym miała trafić do zwykłego szpitala. Bo pewnie dzisiaj nie siedziałabym w domu z moim synem, nie byłabym w stanie iść na zajęcia, nie pogodziłabym się z tym co się stało. Wiem jak wiele mi dała troskliwa i pełna szacunku opieka położnych i lekarki w tych ciężkich chwilach. I wiem, że każda kobieta zasługuje na to aby mieć szacunek i intymność i troskę w tych trudnych chwilach......
Dobrze, że ktoś to w końcu zauważył. szkoda, że tak późno...

9 komentarzy :

  1. trafiłam tu przez linki u Asi... i nie żałuję, bo ujęłaś w tej notce wszystko, to, z czym ja się ostatnio musiałam zmierzyć, z czym pogodzić się nie umiałam i wyłam za każdym razem, gdy właśnie postąpiono w ten sposób, co napisałaś.
    leżałam 3 tygodnie w szpitalu z zagrożoną ciążą od samego początku. W dwóch różnych szpitalach, w kazdym musiałam leżeć z brzuchatymi kobietami, które podłączali pod ktg. Obok porodówki, patrzac i słuchajac płaczu, radości, na brzuchy...gdzie ja od zmysłów odchodziłam o swoje dzieciątko...skończyło się usunięciem jajowodu z ciążą pozamaciczną...ból psychiczny towarzyszy mi do dziś. NIe mogłam i nie mogę patrzeć na szczeście innych...a w szpitalu to jest po prostu karygodne, że my - tracące, cierpiące musimy patrzeć na szczęście innych. Nie powinno tak być i chwała za tą ustawę. Ja chyba do końca życia nie zapomnę dźwięku z ktg kobiety obok, kiedy ja właśnie przeszłam mękę ;((
    pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za ten wpis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro z powodu Twoich przeżyć. Tylko tyle mogę powiedzieć bo bólu nic nie ukoi. Zawsze już ta mała wydarta cząstka serca będzie krwawić i boleć.
      Łza mi pociekła i to nie jedna na opis Twoich przeżyć. ubiłabym tych wszystkich nieczułych pacanów i wywaliła na zbity pysk.
      Najważniejsze, że mamy dla kogo żyć. Dla swoich Synów... Prawda? Bez nich to wszystko byłoby nie do zniesienia.
      Ściskam

      P.S. Kiedyś czytałam Twojego bloga. Miło by było abym mogła znowu jeżeli pozwoliłabyś?
      mamawkratke@gmail.com

      Usuń
    2. to chyba nie mnie czytałaś, ja nie mam dzieci, to było pierwsze moje dziecko.

      Usuń
    3. Boże przepraszam tak bardzo bardzo. Nie chciałam. Lepiej mi było trzymać buzię na kłódkę. Głupia ja.

      Usuń
  2. Ustawą ustawą, miły gest i chyba tyle, bo realia są takie, że w zwykłych szpitalach po prostu na takie jednoosobowe sale nie ma miejsc. Niestety to nie jest tak, że na milion ciąż przypada jedno poronienie czy strata w inny sposób, tych kobiet jest więcej więc i miejsc potrzeba więcej niz jedno w każdym szpitau. Cóż takich przeżyć za sobą nie mam, przynajmniej nie mie osobiście one dotyczyły. Leżałam w szpitalu na patologii ciąży z dziewczyną, która będąc w tym samym tygodniu co ja (chyba ok. 24) nie miała praktycznie brzuszka. Mówiła, że ze względu na swoją pracę najprawdopodobniej jej dziecko urodzi się chore,a że to była jej ostatnia szansa na ciążę więc jakoś się tym nie przejmowała, Aż do dnia kiedy obie miałyśmy mieć usg, ona wróciła zapłakana, bo serce dziecka przestało bić. Pocieszałam ją jak mogłam, ale generalnie czułam się strasznie. Ona właśnie straciła dziecko a ja obok niej z piłką, masakra. Później przyszła do niej położna żeby wypełniać te wszystkie dokumenty, i wtedy spytałam ją czy chce zostać sama, bo dla mnie to nie problem mogłam wyjść na korytarz, ale nie chciala, stwierdziła, że lepiej żebym była. Położna zapewniła ją, że może skorzystać z opieki psychologa, dostała jakieś ulotki chyba dotyczące spraw z odebraniem dziecka - nie wiem dokladnie. Później przez jakieś dwa dni jej nie widziałam, myślałam, że po prostu pojechała do domu, aż spotkałam ją na korytarzu raptem ze trzy sale dalej leżała. Wyglądała strasznie, w koszuli po zabiegu, tej porodowej. Opowiadała jak wywoływali jej poród (przez te dwa dni była na porodówce z kobietami, które rodziły), jaki to był ból i ile musiała przejść. Nie wiedzialam nawet co jej powiedzieć. Później widziałyśmy się jak już jej mąż przyjechał po nią do szpitala i tyle. Minęło już 5 lat, a ja do tej pory o niej (i o całej tej sytuacji) pamiętam i raczej nigdy nie zapomnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak ostatnio w DDTVN wypowiadała się rzecznik praw pacjentka kobieta roniące lub po poronieniu można położyć na oddziały ginekologiczne, a nie położnicze i jest jakieś sensowne rozwiązanie w przypadku braku miejsc. Niestety w przypadku braku empatii personelu medycznego to tylko cud musiałby się zdarzyć. Człowieka nie przeskoczysz a to jest największym problemem.
      Co do tej dziewczyny to aż łzy mi poleciały. Ja się właśnie panicznie bałam tego dnia w szpitalu. Przyznam szczerze, że sama wiadomość o tym co się stało docierała długo, a nocy nie spałam bo bałam się co teraz będzie dalej. Jak ja to przeżyje. I wiem, że jakbym zostałam tak potraktowana jak ta dziewczyna to teraz zapewne zamiast na swoje zajęcia chodziłabym do psychiatry na wizyty bo po pewnym czasie wiem, jak wiele dla mojej psychiki dało takie a nie inne podejście mojej lekarki i położnej i w ogóle zasady panujące w klinice w takich przypadkach jak mój. Jestem zwyczajnie spokojna. I się nie boje. I życzyłabym tego każdej kobiecie w takiej sytuacji. Bo szacunek, empatia i intymność w bólu to coś co w sytuacji gdy tracisz dziecko to tak naprawdę najważniejsze co może być.

      Usuń
  3. Kurwa, naprawdę absurd. Tak jak piszesz- czy to nie powinno być zrozumiałe samo przez się?? A wiesz co jest najgorsze? Bo ja nawet rozumiem, że czasami zwyczajnie nie ma jak, nie ma gdzie tej kobiety położyć, odizolować, że tak się wyrażę... Ale jak czytam, że położna albo lekarz wkurwionym tonem pytają: "No i czego pani ryczy?", albo: "Przecież jest pani młoda, będzie pani miała jeszcze dzieci", to mi się nóż w kieszeni otwiera. Bo do ludzkiego odruchu, empatii nie tylko nie trzeba odpowiedniego miejsca w szpitalu, nie trzeba też rozporządzeń, tam pracują ludzie, którzy z tragedią kobiet, par, stykają się pewnie codziennie.
    Trzymaj się :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta ja powiem szczerze, że jak już do mnie dotarło to wszystko to bałam się takiego potraktowania w szpitalu. Wiem jak to wyglądało u mojej koleżanki i się przeraziłam. A jak moja lekarka powiedziała, że ona się mną zajmie tutaj w klinice na NFZ to powiem szczerze, że odetchnęłam z ulga aczkolwiek cała noc nie spałam bo zwyczajnie się bałam i przezywałam. Okazało się, że sposób traktowania pacjentki w tej ciężkiej sytuacji jest kluczowy. Ja nie mam traumy. Jestem spokojna. Owszem było ciężko, do tej pory wszystko przezywam, ale nie mam traumy. Moje koleżanka musiałam korzystać z pomocy psychologa czy psychiatry już nie wiem, po tym jak poleżała w państwowym szpitalu i była odpowiednio obcesowo potraktowana przez personel.
      Także zmiana podejścia personelu medycznego jest najważniejsza ( da się zapewniam i nie trzeba do tego jakiś specjalnych wysiłków tylko troche spokoju, taktu i szacunku do pacjentki) bo jak pisałam powyżej ostatnio w DDTVN rzecznik praw pacjentów się wypowiadała, że takie pacjentki można kłaść na oddziałach ginekologicznych, a nie położniczych i miejsce by się znalazło.

      Usuń
    2. Generalnie, jak to mówią, zawsze jest jakieś rozwiązanie- wystarczy chcieć. A do tego, żeby być człowiekiem nie trzeba warunków. Straszne jest to, przez co te kobiety muszą przechodzić. Nie dość, że w tak szczególnej sytuacji, to jeszcze z "atrakcjami" dodatkowymi.
      Dobrze, że masz taką ludzką lekarkę.
      Buziaki

      Usuń