Uwielbiam takie chwile.
Nie zdarzają się one często. Nie pozwalana to praca Mężaha, życie.... Ale kiedy już się zdarza celebrujemy je i wykorzystujemy na maxa.
Mężah mnie zaskoczył. W tym roku to już
jego taki 2 przebłysk romantyzmu do żony. Bo musicie wiedzieć, że zwykle to ja
się zajmuje wymyślaniem rozrywek dla rodziny z racji tego, że zwyczajnie net za
granicą jest nieco drogi i Mężah w trasie czyta lub ogląda filmy, albo rozmawia
ze mną przez telefon, a jak wraca to ma tyle do zrobienia, że zwykle nie ma już
siły ani ochoty na takowe zabawy. Także ten tego automatycznie wymyślanie
form spędzania czasu we 3 spada na mnie. Jednak i Mężah czasami miewa
przebłyski jak to rasowy facet.
Ostatnio była to biżuteria, a dzisiaj kino
i kolacja. I to jakie kino, bo Listy do M.2, a trzeba tu zaznaczyć, że Mężah
wręcz nie cierpi polskich romantycznych komedii. Także fakt że sam zaproponował
owy repertuar wzbudził we mnie ogromne zaskoczenie i zachwyt. Byliśmy w nowym
kinie w mieście. Film jak to film. Musze stwierdzić, że jednak pierwsza część była
znacznie lepsza, ale jak na sequel to
się postarali. Pośmiałam się popłakałam, powierciłam się w fotelu bo kurczę te
kinowe fotele nijak nie umywają się do naszej miękkiej, wygodnej kanapy. Chociaż
warto było iść. Te chwile razem są cudowne. Obydwojgu było to nam potrzebne.
A potem jedzonko. Kolacja. Tylko we dwoje.
Bez pospiechu, z pysznym deserem. Jak mi na co dzień brakuje takich chwil sam
na sam bez dziecka.
Do kina przyjechaliśmy 40 minut przed
czasem to Matka wykorzystała dobre chęci Mężaha i połaziliśmy po sklepach (
jako, że była to nasza pierwsza wizyta w otwartej 3 tygodnie temu nowej galerii
bo fanami takich miejsc obydwie nie jesteśmy) i wzbogaciła się o wypasiony
sweter i torebkę.
Ach nie doszłam z jakiej to okazji Mężah
miał takie romantyczne uniesienie. Otóż kochane 30 listopada ( a mur beton
Mężah w trasie tego dnia będzie) stuknie nam 7 lat odkąd się znamy. Szok i
niedowierzanie. Mi się czasami wydaje, że to raptem 4 lata, a tu już kurczę za
prawie 9 miesięcy nasza 7 rocznica ślubu cywilnego. Mimiś będzie miał za 4
miesiące 4 lata. Boże jak ten czas zapitala. To nie do uwierzenia. A My wciąż razem.
Może nie jest już cały czas tak sielankowo jak na początku, ale czasami potrafi
być. Pokonaliśmy wiele trudności. Np. kłócimy się bo tak i już. Ja jestem mała,
wredna, zołza, a Mężah też lubi czasami postawić na swoim i mamy awanturę
gotową. Jednak częściej się dogadujemy niż kłócimy. W końcu staż robi swoje i
czasami kiedy siedzimy razem to śmiejemy się, że niektórzy dłużej „chodzą” ze
sobą niż my jesteśmy małżeństwem. Ale nie żałuję, że po 4 miesiącach znajomości
wprowadziłam się do Mężaha, a po kolejnych 4 wzięliśmy ślub cywilny. Dla mnie
to jest wspaniałe, bo po prostu wiedziałam już jak go poznałam, że Mężah to ten.
Odnośnie poznania. To jak sobie przypomnę ile ja wykrętów stosowałam aby na tę podwójną
randkę ( dla nas miało to być suprise bo moja koleżanka i jej chłopak – kolega Mężha
nam ją zorganizowali) nie pójść to głowa mała. Ale w końcu poszłam i to
spotkanie okazało się jak widać najważniejsze w moim życiu. A żeby było
zabawniej to nie chciałam iść bo byłam właśnie po 2 nieudanych związkach, w tym
jednym długoletnim i zwyczajnie miałam po dziurki w nosie facetów i chciałam zostać
starą panną z kotem ( miałam 24 lata wówczas). No i nie sprawdziło się heheh A szybkością
ślubu zszokowaliśmy calutka rodzinę. Moja bo kurczę moja siostra ze swoim już mężem
„chodzili” z sobą wówczas 5 lat i nie myśleli o ślubie, a ja poznałam faceta
starszego do siebie o 5 lat i hop siup i zaczęły się przygotowania. No i
rodzinę Mężaha, którzy postawili kreskę na Mężahu bo tak wybrzydzał w
partnerkach hehe A on raptem wrócił do Polski, a kilka miesięcy później ogłasza,
że się żeni. Także nie obijaliśmy się.
A po roku już tak maksymalnie świadomi i
pewni wzięliśmy ślub kościelny.
A od dnia, w którym pierwszy raz się zobaczyliśmy
niebawem minie 7 lat…..
Magia.
Nam za rok stuknie 10 lat, a wydaje się jakby to było wczoraj...
OdpowiedzUsuń