Pan od klimatyzacji ponowną naprawę zakończył wczoraj o 22.55 ( o tej godzinie do mnie zadzwonił). Dodam iż naprawę udaną bo dzisiaj mimo, że do upałów daleko postanowiłam wypróbować klimatyzację. Na plus zalicza się panu mechanikowi, że nie chciał ode mnie pieniędzy bo jak stwierdził musiałam przyjeżdżać jeszcze raz, a to był jego ewidentny błąd i jakby za pierwszym razem nie przegapił to nie musiałby rozkręcać drugi raz. A to, że przegapił to jest tylko jego wina ( tutaj się wytłumaczył, ale to jego sprawa, a nie forum publicznego wiec pominę bo dla ogółu sprawy to nie ważne). Ale dałam napiwek. Solidny bo za uczciwość i robotę do nocy zasłużył. Co prawda nie chciał wziąć więc kazałam mu coś żonie kupić za to, że go po nocach nie ma. I już nie marudził.
A przy okazji ( bo w tym samym budynku znajdował się serwis od tuningu oraz spece od gazu) została mi w gratisie sprawdzona instalacja bo po grzebaniu pod maską po wyjeździe upierdliwie gaz mi się wyłączał i się wystraszyłam. Cóż okazało się, że żywot reduktora od gazu dobiega końca i konieczna jest wymiana. Dowiedziałam się, że 4 lata bezawaryjności to bardzo dobry wynik jak na tak duże auto. Także jak Mężah przyjedzie to trzeba szykować 350 zł na jego wymianę – powiem szczerze, że obstawiałam tak z 500 zł z te przyjemność, ale pan mnie miło zaskoczył. W sumie część i godzina robocizny za 350 zł to nie tak dużo jak na naprawę w samochodzie, żeby nie było.
No więc skoro mechanik skończył o tak później godzinie to nie miałam siły jechać 35 km do domu, a poza tym Mimiś już spał u mamy i wyszło, że spałam z własnym dzieckiem. Ale powiem, że tak nie wyspana to ja nie byłam nawet jak co 3 h trzeba było to to karmić i przewijać. Ja nie wiem, nie rozumiem i podziwiam szczerze rodziców, którzy śpią z czterolatkami i się wysypiają. Bo ja czuję się jak worek treningowy kick-boksera. Boli mnie wszystko. Stopy i ręce mego Syna miałam wszędzie. Ba, nawet nad ranem obudziłam się w twarzą wtulona w tyłek mego dziecka. Już nie wspomnę, że w środku nocy kopniakiem wraz z płaczem Mimiśkiem mnie obudził i załkał, że on nie ma miejsca w tym łóżku…. I żeby nie było spał poziomo, podczas gdyż ja ledwo na brzeżku się utrzymywałam, żeby nie spaść na podłogę, ale on mnie za mało miejsca i basta.
Jestem tak niewyspana i połamana i czuje się niemal jak na kacu po dobrej całonocnej imprezie, której nie pamiętam. Co za ironia losu no nie?
P.S. Podczas powrotu do domu Mimiś uciął sobie w samochodzie półgodzinną drzemkę. A taką miałam nadzieje, że około 14 położę go i siebie na te drzemkę, bo wstał jak skowronek o 5.55. I masz babo placek. Trzeba będzie wytrzymać do wieczora.
P.S.2. Dziwnie się śpi w rodzinnym domu. Nad ranem szczekały psy i przez chwilę myślałam, że jestem u siebie, ale to szczekanie było inne. Nie znajome… Zatęskniłam za moją szarańczą. Za domkiem.
P.S.3. Moja mama podczas zabiegu czyszczenia rany Fada nadmanganianem stwierdziła, że szkoda, że nie poszłam na lekarza bo się nadaje. Na lekarza jest za późno, ale może na pielęgniarkę - zawsze to krócej...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz