czwartek, 5 stycznia 2017

Stan błogosławiony- ciekawe dla kogo?


Ciąża jak pięknie zwana stanem błogosławionym. Ja się pytam: Dla kogo co? Bo Bynajmniej nie dla ciężarnej.

Początki. Hmm... Nie wiem jak Wy, ale u mnie każde 2 kreski na teście najpierw budziły wielkie przerażenie. Potem dochodziła radość to w pierwszej ciąży bo wyczekiwana, ale już w kolejnych strach i powstrzymywana radość.. aż w końcu sama radość.

Potem było rzyganie. Ból cycek i one urosły nie wiem po co jeszcze. Przed były naprawdę wystarczające. I wrażliwość na zapachy, która to kończyła się rzyganiem bo czymże innym. Pełen odjazd. I o ile za pierwszym razem wiecie euforia bo pierwsze dziecko i pokornie męczyłam się do połowy 7 miesiąca to już za kolejnym hmm... Marzyłam o tym kiedy to się skończy zwłaszcza, że opieka nad wariującym czterolatkiem nie pozwalała na rozczulanie się nad sobą i odpoczynek.

I pęcherz. No kuźwa kiedy on się co najmniej trzykrotnie skurczył?  To ciągłe bieganie do kibelka o każdej porze dnia i nocy to chyba teraz najgorsze co może być. Podstawa ciężarnej: jak gdzieś jedziesz najpierw sprawdź czy jest tam dostępna toaleta.  No i oblookaj wszystkie inne po drodze albo... nie pij nic... Nie, to się nie sprawdza bo nawet jak nic nie wypijesz i nie zjesz to i tak po godzinie będzie Ci się chciało sikać jak nie wiem co.

Potem jakoś tak następuje mała przerwa w czasie której nawet ciągle sikanie nie wydaje się aż tak straszne. Może to jest to błogosławieństwo? Nie wiem.
W każdym razie ten czas mija jak z bicza strzelił i kiedy myślisz, że jest fajnie oto rośnie brzuch i mały pasożycik w nim zaczyna się ruszać.

Co do brzucha to nie jest jakaś tam tragedia na początku. Gorzej jest jak przestajesz widzieć własne stopy, a golenie miejsc intymnych odbywa się przy asyście męża i lusterka. No i każde powstanie z pozycji schylonej po coś to już wyższa sztuka, założenie skarpetek czy butów przypomina wyczyny ekwilibrystyczne, a spanie to już zupełnie inna o wiele bardziej skomplikowana historia. No i ból kręgosłupa.... obowiązkowo. Pod koniec jak jesteś taką szczęściarą jak ja to 24/7, a do tego ból w spojeniu łonowym, pachwinie i drętwienie nogi. na szczęście rodzę zima i puchniecie mnie ominęło, ale latem to pewnie podstawa... dobrze, że wtedy nosi się klapki to przynajmniej boso chodzić nie trzeba. No właśnie ubrania. O ile jesteśmy z big bagiem znaczy brzuchem latem to letnie sukienki się świetnie sprawdzą, gorzej zimą. Spodnie ciążowe to must have. I o ile można takowe ze dwie pary kupić używane za niewielką kasę to okrycie wierzchnie stanowi nie lada problem. Chyba, że mamy full niepotrzebnej kasy, albo kogoś ze 3-4 rozmiary większego od nas, kto nam użyczy kurtki. Ja w kurtce mojej teściowej może nie wyglądam wyjściowo, ale ciepło jest.

I najważniejsze: mały pasożycik, który tak fajne się rusza. Mój akurat z racji mojej wady anatomicznej macicy ma tylko połowę hotelu mama all inclusive to tak się rozpycha, że płacze czasami i to bynajmniej nie z radości, ale z bólu jak mi wypycha się i przepcha i wszystko naciąga. I wciąż sikanie i sikanie..... I ten wygląd brzucha, który nijak nie przypomina tego okrągłego ze zdjęć bo mój to raczej wygląda jakbym kosmitę nosiła bo wiecznie zmienia kształt i się rusza. I wszyscy wiecznie się na niego gapią jak na zjawisko.

Kolejny punkt to dwa w jednym. Dotykanie brzucha i ciągłe pytania. O ile ja miałam szczęście bo w zasadzie tylko mąż i moją siostra dotykali mego brzuszka to wiem, że wiele kobiet nie ma takiego szczęście. Niestety wiele osób nie potrafi zrozumieć, że to, że brzuch urósł i mieszka w nim mała istotka bynajmniej nie oznacza, że brzuch stał się jakimś oddzielnym bytem i można go sobie pomacać  kiedy się chce bo to już nie cześć kobiety ( taaa kobieta w ciąży dzieli się ba brzuch i mniej ważna resztę kobiety :D żeby nie było). Niestety taki ewidentny brak szacunku to norma.
I jeszcze są pytania. Żelazny zestaw. Najpierw który to miesiąc?  Kiedy termin porodu? Jak płeć? Szkoda ze to nie chłopiec/dziewczynka, bo byłaby para? I zawiedzenie, że drugi chłopiec jakby nieistotne było, że dziecko zdrowe i w ogóle tylko płeć. Potem ciągłe pytania czy aby płeć się przypadkiem w trakcie nie zmieniła ( co bardziej wytrwali to nawet dzień przed porodem pytają, albo już po porodzie) jakby dzisiejszy sprzęt nie był już tak zaawansowany, że do takich pomyłek rzadko dochodzi. Pytania o wyprawkę: a masz to, a tamto itd itp. I mój osobisty hit: Czy już urodziłaś? Pytanie w formie smsa, telefonu, e-maila, wiadomości na fejsbuku, osobiście i tak codziennie. No kuźwa jak urodzę to powiem, nie będę tego ukrywać wiec nie ma potrzeby 5 razy dziennie i codziennie dopytywać.

I wizyta w sklepach. No bo przecież ciężarna nie powinna chodzić do sklepów, a już zwłaszcza do marketów czy też hiper czy mini ( wielkość nie ma znaczenia), bo generalnie powinna siedzieć w domu i żywić się chyba powietrzem i sfiksować, bo przecież nie powinna nigdzie wychodzić. A trąbią na lewo i prawo, że ciąża to nie choroba, a potem chcą zamknąć w czerech ścianach. Wróćmy do zakupów. Kasa z pierwszeństwem? Cóż... abo cię jakaś babcia zjedzie na maxa ( takkk starsze panie królują w fochach, krzykach i innych tego typu zachowaniach jak chcesz skorzystać ze swojego prawa, albo poprawniej przywileju - cóż zapomniała krowa jak cielęciem była), albo cała reszta zignoruje ( no stoją w kolejce i bezczelnie odwracają głowy byle udać, że nie zauważają bo wtedy wypadałoby przepuścić, a tak problem z głowy bo co z oczy to z serca, a raczej rozumu). Zawsze źle z tymi zakupami.

I jeszcze coś czego ja osobiście najbardziej w każdej ciąży nie cierpiałam. Pobieranie krwi. Notorycznie, regularnie co miesiąc. No trauma dla mnie bo me żyły nie stworzone do takich atrakcji i ciut jak nie narkomanka wyglądałam po każdej wizycie w punkcie pobierań ( a nie przepraszam była jedna pani, która umiała sprawić, że moje zgięcie łokcia po pobieraniu krwi nie wyglądało jakbym dała sobie w żyłę, ale tylko jedna pani taka była). I glukoza. Mój największy koszmar. Pytam za co?  jedynie siuski było spoko. To jakoś na luzie hahah No i wizyty w pani doktorki ( ginki ) były fajne, bo można było Maleńtasa podglądać, a kazde USG miał w sobie dreszczyk emocji bo jak pisałam wcześniej z powodu mojej wady macicy Maleńtas fantazyjnie się układał i czasami znalezienie początku i końca dziecka było niemal jak szukanie z zamkniętymi oczami w woreczku jakiś rzeczy. Tak to było fajne. szukanie za każdym razem gdzie teraz są nóżki czy innej akurat potrzebnej do badania części ciała. Rzecz jasna wszystko zawsze było tam gdzie trzeba tylko trzeba było to zlokalizować w fantazyjnie wygiętym małym ciałku.


Na szczęście w obu ciążach ominęły mnie rozstępy. Dziękuję mamusiu i tatusiu za geny. Niemniej to musi być koszmar nad koszmary widzieć jak zmienia się brzuch. Dlatego ciesze się, że chociaż ten punkt rozrywki ciążowej był mi nie dany.

Aaaa i zapomniałabym. W żadnej ciąży nie miałam specjalnych zachcianek. A nie przepraszam z Mimiśkiem raz miałam taką chęć na hamburgera jak mi w TV pokazali w serialu, że myślałam, że zwariuje. Zonk polegał na tym, że wiedziałam, że po pierwszym albo drugiem kęsie zwrócę wszystko. Ale Mężah i tak pojechał i mi przywiózł i zjadłam 2 kęsy i wiadomo.. W drugą stronę był okropny. Poza tym zachcianek i dziwnych zestawień posiłków brak.


I wreszcie finał. Czekanie na poród. To jak siedzenie na tykającej bombie... z jakimiś zaburzonym odliczaniem. Nawet nie wyobrażałam sobie, że w ciągu niespełna tygodnia od wulkanu energii można przejść do stanu 80 letniej babci, gdy wstanie z kanapy to wyczyn na miarę zdobycia Mount Everestu, a ból kręgosłupa i ta cała reszta to oddzielny koszmar. W dodatku z powodu tego wszystkiego człowiek jakby miał niedobór snu, a nadmiar stresu bo to czekanie. Tak ostatni tydzień przed porodem to był dla mnie koszmar.

A to dopiero wstęp do niespania i innych atrakcji jak się bejbik urodzi, ale o tym jak się już urodzi :D



----------------------------

To tak z przymrożeniem oka,
Bo jak wiadomo w ciąży jest mnóstwo pięknych i wzruszających momentów, o których człowiek będzie pamiętał przez całe życie. Bo o niedogodnościach szybko się zapomina... bo jest tyle roboty przy tym małym człowieczku, który wkracza w wielki świat z ciepłego brzuszka i trzeba się nim jak najlepiej zająć.

4 komentarze :

  1. W wielu punktach się zgadzam, mnie ominęło tylko rzyganie ale już same młdłości jako takie nie. No i ta senność, mogłam spać w każdym miejscu i o każdej porze nawet na stojąco ;) Nawet Martynie bajkę włączałam na laptopie i zasypiałam kiedy ona oglądała, jak się skończyła to mnie budziła. Jest wiele fajnych i trudnych momentów, jak to w życiu :)
    Ale już opieka nad dwojką dzieci to jest dopiero jazda bez trzymanki - nie wiem jak sobie radzą rodzice trójki i więcej...

    OdpowiedzUsuń
  2. To sobie wyobraź pytania czy się urodziło, jak się było już po terminie! Wyłączyłam telefon :P

    I te pytania za każdym razem: "czemu nie chcecie znać płci? O.O"

    Mnie ominęło rzyganko, parę razy tylko w pierwszej ciąży, ale mdłości miałam długo i całymi dniami (choć nie wiem, czy przez ciążę, czy przez leki na podtrzymanie jedzone garściami). W pierwszej też spuchłam tak, że chleba ukroić nie mogłam, 5kg w dwa dni, koszmar. W drugiej jedynie problemem było to, że Córa była malutka, miała 14 miesięcy, jak zaszłam w ciążę i wymagała jeszcze sporo opieki. A tak to potrafiłam przebiec ogród, bo Córa wołała kupę i dopiero sobie przypomnieć, że jestem w ciąży i może nie powinnam. No i pod koniec blokowało mi nogę, że chodzić nie mogłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale ładnie napisałaś :))) sama radość czytać

    OdpowiedzUsuń
  4. wiesz co ja gdzieś chyba w szpitalu na porodówce słyszałam tekts roku od położnej:
    ''ciąża to jest stan przy nadziei- nadziei że kiedyś się w końcu skończy!!' tyle w temacie:D

    OdpowiedzUsuń