Nie będę ukrywała, że panicznie się boję o Mężaha.
Kierowca, który zginął to był kawał chłopa ( jak to się mówi) jak mój mąż, ale nie dał rady.
Zresztą Mężah jest w jego wieku i jego postury i kiedy myślę sobie, że mogło paść równie dobrze na niego to panicznie się boje. Nawet do tego stopnia, że kupiłam Mężahowi gaz, mimo, że ten jest zabroniony w wielu europejskich krajach. Ale kuźwa skoro oni dopuszczają do tego, że po parkingach ganiają szaleńcy w maskach i z kałasznikowami ( taką sytuacje miał Mężah właśnie w Niemczech jakiś czas temu - gość zbiegł zanim po kilku minutach pojawiła się policja i śmigłowce, ale ludzie go widzieli), a inni potwierdzeni terroryści chodzą sobie wolno i atakują kierowców i porywają ciężarówki to musiałam. Gotowa byłam kupić mu paralizator, ale nie mieli.
I boję się. Nie wiem jak wytrzymam tę trasę. Mężah zanim zrezygnuje musi teraz pojechać w jedną, dwie trasy żeby się ze wszystkim rozliczyć, uporządkować. Potem się zobaczy.
A ja zostanę w domu.
On mówi, że martwi się o mnie i dzieci tutaj, a ja dla odmiany zawsze boję się o niego.
Wcześniej bałam się, że będzie miał wypadek bo nieraz słyszę jak opowiada jak jeżdżą kierowcy osobówek, a i czasami tirowcy też sobie pozwalają. Albo, że zepsuje mu się gdzieś na jakimś zadupiu auto. Bałam się, że zabraknie mu jedzenia, a nie będzie miał gdzie kupić bo tirem się byle pod spożywczakiem nie zatrzymasz. Ale nie bałam się, że ktoś go zaatakuje. A teraz tego boje się najbardziej po tym co się stało.
Nie wiem jak zniosę tę trasę.
Tym razem gotowanie było o wiele trudniejsze. Emocjonalnie, a nie fizycznie. Taki smutek mnie opanował, że myślałam, że nie dam rady. Ale z drugiej strony trzymała mnie myśl, że muszę bo przecież nie puszczę Mężaha bez jedzenia.
Jakbym mogła to bym Go w ogóle nie puszczała, ale niestety za coś żyć trzeba. Zwłaszcza jak się ma dzieci. A poprzedni miesiąc był dla nas wyczerpujący finansowo. Oj bardzo wyczerpujący.
Mężah o 3 w nocy ruszył na firmę. Niestety jak zwykle okazało się, że niepotrzebnie bo ciężarówki nie szło odpalić. Zresztą nie tylko jego. Pozostali dwaj kierowcy mieli ten sam problem w związku z czym zamiast ruszyć o 4 - 5 rano, ruszyli dopiero po 9. I w dodatku ma podwójna obsadę wiec nawet sobie nie odpocznie.
A ja zostałam sama z dwójką dzieci na pełen etat bo mam się jak na złość rozchorowała i może będzie w poniedziałek lub wtorek. Jest ciężko, ale o tym za kilka dni jak ochłonę.
P.S. Mężah w czwartek kupił nam agregat prądotwórczy bo bał się strasznie, że w te mrozy mogą nas odciąć od prądu, a bez prądu piec nie będzie działał. Także chociaż o to jestem spokojniejsza. Bo u nas króluje co najmniej - 17 na minusie i nie chce się ocieplić, a rankami to i -26 mamy.
Zresztą Mężah jest w jego wieku i jego postury i kiedy myślę sobie, że mogło paść równie dobrze na niego to panicznie się boje. Nawet do tego stopnia, że kupiłam Mężahowi gaz, mimo, że ten jest zabroniony w wielu europejskich krajach. Ale kuźwa skoro oni dopuszczają do tego, że po parkingach ganiają szaleńcy w maskach i z kałasznikowami ( taką sytuacje miał Mężah właśnie w Niemczech jakiś czas temu - gość zbiegł zanim po kilku minutach pojawiła się policja i śmigłowce, ale ludzie go widzieli), a inni potwierdzeni terroryści chodzą sobie wolno i atakują kierowców i porywają ciężarówki to musiałam. Gotowa byłam kupić mu paralizator, ale nie mieli.
I boję się. Nie wiem jak wytrzymam tę trasę. Mężah zanim zrezygnuje musi teraz pojechać w jedną, dwie trasy żeby się ze wszystkim rozliczyć, uporządkować. Potem się zobaczy.
A ja zostanę w domu.
On mówi, że martwi się o mnie i dzieci tutaj, a ja dla odmiany zawsze boję się o niego.
Wcześniej bałam się, że będzie miał wypadek bo nieraz słyszę jak opowiada jak jeżdżą kierowcy osobówek, a i czasami tirowcy też sobie pozwalają. Albo, że zepsuje mu się gdzieś na jakimś zadupiu auto. Bałam się, że zabraknie mu jedzenia, a nie będzie miał gdzie kupić bo tirem się byle pod spożywczakiem nie zatrzymasz. Ale nie bałam się, że ktoś go zaatakuje. A teraz tego boje się najbardziej po tym co się stało.
Nie wiem jak zniosę tę trasę.
Tym razem gotowanie było o wiele trudniejsze. Emocjonalnie, a nie fizycznie. Taki smutek mnie opanował, że myślałam, że nie dam rady. Ale z drugiej strony trzymała mnie myśl, że muszę bo przecież nie puszczę Mężaha bez jedzenia.
Jakbym mogła to bym Go w ogóle nie puszczała, ale niestety za coś żyć trzeba. Zwłaszcza jak się ma dzieci. A poprzedni miesiąc był dla nas wyczerpujący finansowo. Oj bardzo wyczerpujący.
Mężah o 3 w nocy ruszył na firmę. Niestety jak zwykle okazało się, że niepotrzebnie bo ciężarówki nie szło odpalić. Zresztą nie tylko jego. Pozostali dwaj kierowcy mieli ten sam problem w związku z czym zamiast ruszyć o 4 - 5 rano, ruszyli dopiero po 9. I w dodatku ma podwójna obsadę wiec nawet sobie nie odpocznie.
A ja zostałam sama z dwójką dzieci na pełen etat bo mam się jak na złość rozchorowała i może będzie w poniedziałek lub wtorek. Jest ciężko, ale o tym za kilka dni jak ochłonę.
P.S. Mężah w czwartek kupił nam agregat prądotwórczy bo bał się strasznie, że w te mrozy mogą nas odciąć od prądu, a bez prądu piec nie będzie działał. Także chociaż o to jestem spokojniejsza. Bo u nas króluje co najmniej - 17 na minusie i nie chce się ocieplić, a rankami to i -26 mamy.
Mam nadzieję, że Mąż szybko i cało wróci z trasy. Nie dziwię Ci się wcale, że się boisz, wariatów jak widać nie brakuje i to niestety nie tylko na drogach :(
OdpowiedzUsuńU mnie jakiś wirus dopadl Kasie, smarka na całego, a więc ropieje jej oko i do tego stan podgorączkowy, ehhh. Ale może po tych morzach wreszcie się te choroby uspokoja.
Właśnie nas dzisiaj ok 5 rano odcieli od prądu (linie nie wytrzymały i popekaly) ale ok 8 za moją namową Mariusz zadzwonił do elektrowni i juz jakiś czas temu naprawili. Nie zmienia to faktu ze trzeba agregat zakupić, z piecem problemu aż takiego nie ma bo nawet bez pompki możemy napalić i ciepło jest (na utrzymanie temperatury bo tak jakby się wychodziło to juz nie bardzo) ale lodówka czy zamrażarka juz bez prądu długo być nie może.
Trzymajcie się i dzieci na pewno zajmą Cię na tyle ze chociaż w ciągu dnia nie będziesz się zamartwiala :*
Ja tak się boję, jak mój gdzieś leci, więc wiem, co czujesz.
UsuńLodówkę to masz za oknem :P Ale poważniej to fakt, my też myślimy, bo wszystko mamy na prąd. Piec, owszem, zapali się, pilnować trzeba, ale się uda, ale już płyta elektryczna nie pójdzie. A u nas wszystkie linie przez las idą.
trzymaj się dziewczyno, przesyłam serdeczności
OdpowiedzUsuń