Święta, święta i po świętach...
Prawie, ale jakby już po.
Ja się cieszę, że to koniec świętowania.
Dla mnie ta Wielkanoc była smutna.
Kiedy w środę Mężah odebrał telefon od dyspozytora z informacją, że w sobotę jedzie natychmiast zrobiło mi się tak bardzo smutno, że tego nie da się opisać. Bo to taki specyficzny rodzaj smutku, który znają tylko żony kierowców zawodowych.
Mężah nie musiał nic mówić. Już jak zadzwonił ten telefon wiedziałam, że te święta spędzimy osobno. On w kabinie ciężarówki, swoim drugim domu, a ja z Mimiśkiem u rodziny i na wyjazdach.
Wyjechał w sobotę z rana....
Źle mi było i jest...
O ile jeszcze w sobotę miałam pełne ręce pracy przy torcie, kurczaku na niedzielny obiad ( bo siostra robiła śniadanie, a ja obiad), byliśmy święcić koszyczek z pokarmami to czas upłynął mi szybko i za bardzo nie miałam go aby rozmyślać. Niestety zupełnie inaczej było w niedziele. Kiedy zasiedliśmy do uroczyście nakrytego stołu aby w rodzinnym gronie zjeść świąteczne śniadanie uderzał mnie brak męża. Miałam ochotę płakać. Ja tu przy suto zastawionym stole z dosłownie wszystkim z tłumem ludzi (w sumie było nas siedmioro), a on tam sam w kabinie ciężarówki z ograniczonym wyborem posiłku i na szybko bo musi zaraz jechać bo oczywiście czas goni, awizacja jest i musi zdążyć. Ta myśl jest tak przygnębiająca że nawet nie wiem i nie będę próbowała ubrać tego w słowa bo się nie da. Inaczej jest na co dzień. Nie powiem, że lekko, ale lżej. W święta tę jego pracę, brak męża i taty, ja i Mimiś odczuwamy naprawdę silnie. Na co dzień też, ale w święta każdy zawsze pyta gdzie jest Mężah i czemu go nie ma i to boleśnie uświadamia, drąży przypomina, że on tam gdzieś, tysiące kilometrów od nas w kabinie swojej ciężarówki jest, jedzie. Wiezie mięso, abo Kowalski z Niemiec, Włoch, Bośni, Holandii czy innego kraju miał co jeść, a z powrotem wiezie coś do Polski do naszych sklepów, aby każdy z nas mógł o każdej porze iść do sklepu i kupić to co potrzebuje. Taki mój mąż i tysiące innych mężów i nie mężów jedzie. W światek, piątek czy niedziele, 7 dni w tygodniu, cały rok, całą dobę. Zostawiając swoje żony, dzieci, domy, jadą. Ryzykując często życie, będąc niedoceniani, gnojeni... Ale oni jadą. Twardo. Abo dowieźć towar do celu.
W tym czasie w domach czekają na nich żony i dzieci. Ja odliczam dni, a potem godziny do powrotu Mężaha. modle się, aby nie miał żadnych trudnych sytuacji, aby bezpiecznie dojechał do miejsca rozładunku i potem wrócił do mnie. Tęsknię. Rozmyślam.
A w taki wieczór jak dziś, kiedy wokół panuje cisza i spokój marze o wtuleniu się w Męża. O rozmowie, wspólnym obejrzeniu filmu. O sexie. O tym aby nie być sama.... bo ta cisza.....
------------------------------------------------
ma facet szczęście - ma do kogo wracać, taka kochająca, troskliwa żona to skarb
OdpowiedzUsuńMasz rację Klarko. Najważniejsze to mieć do kogo wracać i na kogo czekać.
Usuńmam nadzieję, że już wrócił, że już jest weselej
OdpowiedzUsuńMłody podrośnie, Ty zrobisz prawo jazdy i będziecie mykać we trójkę, zwłaszcza jeśli się zdarzy wyjazd świąteczny
Nie Ty jedna tesknisz za mezem w dniu swiat, jest jeszcze wiele zawodow i wiele rodzin niepelnych rowniez w te dni... wybierajac ta prace liczyl sie z tym... zarobek zdecydowanie rekompensuje takie sytuacje...
UsuńMiec a nie miec...i byc razem to rowniez inna sprawa...
Stokrociu dobry pomysł haha tylko, że my chyba byśmy się pozabijali z tej miłości i braku przestrzeni.
UsuńAnonimie fakt, ale zawód kierowcy jest bardzo specyficzny i niebezpieczny i uwierz mi zarobki tego nie rekompensują - już nie te czasy, ale mit pozostał. A kierowcą zawodowym może być tylko prawdziwy pasjonat bo życie w kabinie to bardzo ciężki kawałek chleba. Bycie żona kierowcy jest o wiele trudniejsze niż się wszystkim wydaję. Ja uważam, że ja i tak nie mam aż tak źle. Mój mąż ma tygodniowe trasy ( czasami zejdzie do 13 dni na maxa) minimum 2 dni w domu. Są kobiety niewidzące mężów po 3-4 tygodnie, a potem tydzień w domu.
UsuńPrzykro mi kochana, nawet nie umiem sobie tego wyobrazić :*
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała. Było minęło. Teraz odliczam czas do piątku do jego powrotu.
UsuńWspółczuje. Nie ma się co dziwić, że święta bez męża do najszczęśliwszych nie należały. Sama wiem trochę jak to jest, bo mój mąż kiedy pracował w ochronie ciągle święta spędzał w pracy. Przynajmniej miałam świadomość, że jest gdzieś niedaleko, że wieczorem wróci, a Wy nie mieliście tego komfortu :( Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJest jak jest, ale jest szansa na zmianę.
UsuńNiestety nie da się ani trochę porównać pracy kierowcy do ochrony.