Postanawiam zaczai nowy cykl.
Będę co jakiś czas wrzucała post z tego jak wygląda moje życie żony kierowcy zawodowego jak on jest w trasie i nie tylko.
Było 0 samotnych świętach.
Teraz będzie o... przygotowaniach do wyjazdu męża perspektywy żony kierowcy.
No więc Mężah jest w domu. Fajnie, Czasami się pożremy, pogodzimy, poseksimy, a czasami nie mamy czasu pierdnąć bo tyle jest do roboty, a on znowu na krótko jest. Ale o czasie w domu kiedy indziej.
Jest w domu.Ok. Zwykle już dnia następnego, no dwa dni później dzwoni czerwony telefon. Tak się złożyło, że służbowy telefon Mężaha jest akurat czerwony wiec jak nic pasuje do sytuacji.
Dzwoni telefon albo przychodzi sms. W 99% przypadkach jest to dyspozytor z jakże "radosną" informacją o nowym wyjeździe. Już wiemy kiedy i gdzie Mężah jedzie aczkolwiek czasami bywa tak, że w ciągu jednego dnia następuje 5 zmian trasy, czasu wyjazdu i w ogóle bo coś tam się zmieniło, przesunęło i inne szmery bajery. To oznacza nerwy ze strony Mężaha bo ta niepewność w planowaniu.... i u mnie bo nie wiem jak rozplanować zakupy i gotowanie oraz całą resztę moich, naszych obowiązków i czasami zachcianek.
Wydębienie od mojego męża menu na trasę czasami doprowadza mnie do szewskiej pasji bo najczęściej na pytanie co mam ci zrobić odpowiedź jest niezwykle treściwa: Co zrobisz będzie dobrze?! I weź tu bądź mądra, jak nieraz jest tak, że następnego dnia po wyjeździe marudzi Ci taki przez telefon, że mogłabym zamiast tego zrobić to. A jak pytałam to było wszystko jedno... Także negocjacje w sprawie menu są burzliwe. Zakupy też, bo nie oszukujmy się Meżah tirem pod byle spożywczakiem nie zaparkuje, a po drugie jeździ głównie autostradami, a tam spożywczaków ot tak nie stawiają. Po konkretnych zakupach z jojczeniem w tle ( Mężaha nie moim) bo on się zdecydować nie może do końca co on by jadł następuje część właściwa: gotowanie.
Dzień lub przeddzień wyjazdu. To zależy o której ten mój łobuz jedzie bo na ugotowanie zupy i co najmniej 2-3 dań drugich muszę mieć od 5 do 6 godzin minimum. Dodam iż wszystkie posiłki robię od zera. Sam rosołek czyli baza pod zupę to minimum 3 godziny gotowania, a często gęsto do tego dochodzi obowiązkowy gulasz lub pulpety i coś tam innego jeszcze, żeby był wybór. Ale te 3 dnia (gulasz różnoraki i pulpety zamiennie) to podstawa i dania obecne zawsze, w każdą trasę. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Otóż te dania są dobrze wekowalne. Gorące hop w słoiki i odwracamy do góry dnem i mam trwałe danie, które wytrzyma około 4-5 dni i jest szybko przyrządzalnie. Bo uwaga!, często taki kierowca ma 45 minut pauzy na zjedzenie, siusiu i spacerek po 4,5 h jazdy, także musi być sprawnie i szybko. Dopiero po zakończeniu dnia czyli po 2 turach jazdy po 4,5 h i przerwie miedzy nimi 45 minut ( a czasami jeszcze jednej przewie 45 minut i dodatkowej godzinie jazdy) taki kierowca może poświecić więcej czasu na gotowanie jak ma siłę rzecz jasna bo często pada na ryjek i też potrzebuje szybkiego posiłku i pospać lub zwyczajnie obejrzeć film.
Także podstawa to szybka i nieskomplikowana odgrzewalnośc, tresciowść posiłku oraz smak. Dodam iż zwykle kierowcy do odgrzewania czy tez przyrządzania posiłków korzystają z butli gazowej z jednym palnikiem więc nie mają za dużo pola do popisu.
No i tam jeszcze jakieś kotleciki czasami dorzucam, coś z makaronem i inne, które da się bezproblemowo odgrzać w kabinie ciężarówki. Zależy co tam mój mąż sobie zażyczy.
Dodatkowo jako troskliwa żona zawsze piekę jakieś proste ciasto bez udziwnień. Tu zasada jest też prosta bo wiadomo wszelkie kremy i inne dodatki szybko się psuja, a chodzi o to, że Mężah mógł do kawy te ciacho zjeść przez 2-3 dni i ono dało się zjeść.
Do tego owoce oraz zwykle korniszony, świeże ogórki lub pomidorki, troszkę papryki, jogurt w całości nieotwarty (żeby się tak szybko nie psuło) na sałatkę.
Jajka na jajecznice na śniadanie lub jajka na twardo oczywiście obrane bo muszą być łatwo dostępne w czasie jazdy jakby zassało w żołądku. Wędlina, żer żółty, zapas chleba. Podstawa bez szybko psujących się udziwnień i do szybkiego przygotowania czegoś do jedzenia.
I woda. Butla 5 litrowa na kawę, do ugotowania kaszy, ziemniaczków do obiadu, zmycia naczyń jak nie ma ogólnodostępnej oraz zwykle sok i woda gazowana w litrowych lub półlitrowych butelkach do picia.
Raz w miesiącu robię przegląd mężowskiej apteczki. Bo to co u nas oczywiste czyli to, że w tabletki od bólu głowy czy tez gripex albo coś do ssania na ból gardła jest dostępne na każdej stacji benzynowej to nie znaczy, że po przekroczeniu granicy polskiej tez znajdziemy te specyfiki na półkach na stacjach. Większe prawdopodobieństwo jest, że ich nie ma. Zachodnie standardy wyglądają inaczej. Także podstawowe leki jakby co, Mężah musi zawsze mieć przy sobie na wszelki wypadek, bo ot tak do lekarza nie będzie miał jak pójść a i apteki nie stoją na każdym MOPie autostradowym..
I nadchodzi ta chwila wyjazdu. Ja pakuję w kartony, których na taki 7-10 dniowy wyjazd jest dwa, jedzenie. A Mężah resztę dobytku jaki stanowią bielizna na zmianę( wcześniej poprana przeze mnie), ubrania - i tutaj kiedy u nas za przeproszeniem piździ jak nie wiem co, w takich Włoszech na przykład w okolicach Sycylii może być 25 na plusie, także ubrania są różnorodne poczynając od kurtki, po krótkie spodenki.
Jako, że wyedukowałam Mężaha odpada mi transfer filmów, muzyki, audiobooków itd. Bo musicie wiedzieć, że komputer to jedna z ważniejszych urządzeń w kabinie kierowcy ciężarówki bo czasami bez niego idzie umrzeć z nudów ja np. w jakieś zapadłej dziurze przyjdzie odstać takiemu kierowcy 24h.. Jako ciekawostkę powiem, że na zachodzie na niewielu stacjach benzynowych uświadczysz darmowego wi-fi i netu. To akurat domena Polski.
Oprócz komputera podstawą w ciężarówce jest nawigacja z aktualnymi mapami i kamerka samochodowa.
No i następuje nasze pożegnanie. My mamy taki swój zwyczaj, że wkładam Mężahowi obrączkę na palec i dajemy sobie buziaka, a potem otwieram mu bramę i on wyjeżdżając daje mi buziaka i potem macham mu dopóki nie zniknie za zakrętem jakieś 100 metrów dalej. Jak jest Mimiś to on oprócz obrączki robi to samo. No dobra w zimę oszczędzam mu wychodzenia.] na mróz. Starcze ja.
I mój mąż jedzie......
A w domu natychmiast robi sie tak cicho i pusto i....
iii najczęściej muszę pozmywać cała górę garów po gotowaniu i posprzątać dom bo Mężah jest okropnym bałaganiarzem
I tyle.
Fajnie, że to opisałaś, bo wiele osób nawet by się nie domyśliło ile to zaangażowania i pracy. Bardzo podziwiam i Ciebie i M. Jesteście dzielni bardzo, a Ty to już w szczególności :*
OdpowiedzUsuńKażda praca wymaga zaangażowania i czasu. Ja nie pracuję zawodowo to chociaż w ten sposób mogę ułatwić choć trochę prace Mężahowi. To w końcu jeden dzień wytężonej pracy, a on może normalnie zjeść przez tydzień potem.
UsuńPo tylu latach to już jest kochana przyzwyczajenie. Już człowieka nic nie zaskoczy.
Temat trochę znam jak bylam nianią tata właśnie pracował na tirach. Tylko że on sam sobie gotował. Woził owoce do tej pory podrzuca mi mandarynki banany całkiem inne w smaku niż te w naszych sklepach😒 na pewno jest to ciężki kawałek chleba i dla kierowcy i jego rodziny która czeka w domu. Poprosimy o więcej postów tematycznych.
OdpowiedzUsuńTak jest to najbardziej niebezpieczna praca w naszym kraju, ale ludzie nie zdają sobie sprawy jak bardzo. No i nie doceniają kierowców ciężarówek... ale każdy chce o każdej porze kupić wszystko w sklepie. I masz rację Mężah często przywozi mi produkty z zagranicy, których nie ma w Polsce. To jest plus.
UsuńMoże to dość nietypowy sposób poznania pracy kierowcy, ale jechałam kiedyś na stopa kilkaset kilometrów podwieziona przez kierowcę tira. Od tamtego czasu zupełnie inaczej patrzę na kierowców ciężarówek, doceniając ich pracę. Oraz na rodziny kierowców. Fajnie, ze o tym piszesz :)
OdpowiedzUsuńJako fundacja Truckers Life od kilku lat działamy na rzecz kierowców zawodowych. Od tego roku mamy możliwość pozyskiwania 1% podatku na nasze działania. Co dokładnie robimy dla kierowców? Przypominamy o tym jak istotne jest w tym zawodzie dbanie o swoje zdrowie szczególnie, że kierowcy narażeni są na wiele schorzeń. Dajemy narzędzia ku zmianom. Budujemy siłownie na parkingach na których kierowcy mogą rozprostować kręgosłup i nogi. Wspólnie z dietetykami przeprowadzamy badania. Pokazujemy kierowców którym udaje się żyć aktywnie w trasie. Edukujemy.
OdpowiedzUsuńPoniższy link przedstawia historię kierowcy ciężarówki, który mimo młodego wieku przeszedł zawał serca
http://truckerslife.eu/historia-dominika?utm_source=facebook&utm_medium=partners
Więcej informacji dla kierowców na: http://www.truckerslife.eu bądź na https://www.facebook.com/truckerslife.eu/?fref=ts.
Gorąco zachęcamy do przekazania 1% podatku na prewencję schorzeń kierowców zawodowych.