poniedziałek, 30 stycznia 2017

Z życia żony kierowcy part 5 czyli żona w ciaży



Ciąża stan wyjątkowy. Nasza druga.
Moja druga jako żony kierowcy.
Moja druga przeżywana z Mężahem przez telefon.

Najsmutniejsze jest to, że wszystkie wizyty u lekarza przeżywam sama bo wypadają tak, że Mężah akurat wyjechał, jest w środku trasy, albo zwyczajnie opóźnił się powrót jak na złość. Pamiętam ile razy miałam łzy w oczach jak widziałam pary czekające w poczekalni, albo wychodzące z gabinetu, a ja sama... brzuch z każda wizytą większy, a ja wciąż w pojedynkę bo tak wychodziło. Cudownie się czułam na tym jednym jedynym KTG, na którym byliśmy razem z Mężhem i słuchaliśmy bicia serduszka Maleńtasa i żartowaliśmy.

Ciężkie też było samodzielnie kompletowanie wyprawki gdzie tak naprawdę nie mogłam cieszyć się z zakupów z Mężahem i decydować wspólnie bo on nie miał na to czasu. Tylko oglądał zakupy i komentował i oddawał mi stery. A potem tylko oglądał to co przyszło jak wrócił z trasy.

Nie będę ukrywała, że szczególnie końcówka jest ciężka mimo, że np. moja mama jest gotowa przeprowadzić się do nas w każdej chwili i mi pomagać to jednak mój honor, albo głupota ( zależy jak na to patrzeć) no nie pozwala mi męczyć tak mamę bo jednak 67 lat z czego mama przepracowała 40 i jest po lekkim udarze to nie przelewki, a moje dzieci to mój obowiązek na co dzień. Co innego podrzucić mamie Mimiśka na 3-4 h w niedziele i urwać się na zakupy, do kina czy gdzie indziej z mężem, a co innego ciągła opieka. No ja tak nie mogę i basta. Wole się sama męczyć choć już teraz w 38 tygodniu jest dla mnie baaaardzo ciężkie. W dodatku cały czas się boje, że poród może rozpocząć się pod nieobecność Mężaha. Z Mimiśkiem mieliśmy farta bo nasz pierworodny zdecydował się urodzić dosłownie 2 h przed wyjazdem Mężaha. Także ten, ten zamiast w trasę Mężah wiózł mnie na porodówkę haha ponad dwa tygodnie przez terminem. Teraz modlę się i proszę małego aby poczekał choć te dwa dni aż tatuś wróci i już nie pojedzie bo nie ogarnę starszaka i młodego i siebie i 35 km do mamy i potem do kliniki. Chyba tylko tego się boję.

Ale zaczęłam tak od końca. Bo sumie wcześniejsze etapy tej ciąży było spoko. No wiadomo o wiele ciężej było i jest, ale w sumie to byłam i jestem tak rozchodzona i rozbiegana przez wymagania Mimiśka, że nic nie stanowiło żadnego problemu aż do tego ostatniego czasu.

Za to Mężah za każdym razem jak wracał z trasy komentował tylko rosnący brzuch.

Aczkolwiek początki nie były łatwe. Mi się chciało spać, a tutaj Mimiś chce to i tamto. Ja wymiotuje, a jemu trzeba zrobić śniadanie, obiad i kolację. Mnie coś boli, coś dolega, a Mimiś potrzebuje niezwłocznie mojej pomocy. Musiałam oduczyć Mimiśka wchodzenia na brzuch i intensywnego tulenia się. Przyzwyczaić go do uważania.
I ciągle sama. ze wszystkim.
Mimiś ma jelitówkę, ja biegam z miską itd itp.
Generalnie musiałam się nauczyć odpoczywać i wraz z rosnącym brzuchem wypracować sobie współprace z Mimiśkiem na miarę moich możliwości.

A kiedy wracał Mężah to pierwsze co mówił, że znowu bardzo urósł mi brzuch, a następnie ze wszystkich sił starał się mnie odciążyć zajmując się Mimiśkiem, a nawet wykonując wszystkie domowe obowiązki abym nie musiała wstawać z łózka. A bardzo często zabierając syna to i ówdzie abym miałam całkowity spokój.

No i nie oszukujmy się, ale bardzo przezywał jak coś się u nas działo, a on był tam te tysiące kilometrów od nas i nie mógł pomóc. Mężah zawsze mi wspomina, że dla niego najgorsza jest bezradność bo on by chciał, ale nie może bo teleportacji jeszcze nie wynaleźli. A poza tym strasznie tęskni i mu to nie pomaga w tym wszystkim.

Niestety ciąża żony kierowcy to ciąża na odległość.
Ciąża samotnie przezywana przez telefon.
I strach męża o żonę, że jak coś się stanie to nie będzie mógł nic zrobić bo będzie daleko.
I strach zony, że jak coś się stanie to będzie musiała sobie poradzić sama.
( o ile drobne naprawy i awarie to nic strasznego bo to norma to w takich sytuacjach człowiek zastanawia się czy ta praca jest tego warta).


P.S. Kiedy to pisałam dowiedzieliśmy się, że kolega Mężaha został tatusiem. Niestety jak zaczęła się akcja porodowa tatuś znajdował się w kabinie ciężarówki na drugiem końcu Polski. No wracał do domu i nie zdążył. Niech Wam to powie jak ciężko jest w takiej sytuacji.  

1 komentarz :

  1. Niestety coraz więcej par ma taki dylemat, również moi znajomi, ona jest w domu z dziecmi (dwójką), a ona niby wraca do domu na weekedny ale tak faktycznie fizycznie jest z nimi tylko w niedzielę, ponieważ w sobotę najczęsciej od rana pracuje - tyle, że w domu, a w poniedzialek rano już wyjeżdża do klientów i do piątku go nie ma. Ale praca jest bardzo dobrze platna, więc coś za coś...

    OdpowiedzUsuń